Skubnął brzeg swetra Yunosuke, wyraźnie marniejąc. Jakby cisza, która ― niestety ― zapanowała między nimi, zaczęła go co najmniej męczyć. Podniósłszy jedynie dłoń, w której jeszcze chwilę trzymał kurczaka, wysunął język i przesunął nim po palcach, zlizując pikantny smak ze skóry. Podniósł wzrok na Mi-Young, dokładnie w chwili, gdy z jej ust wyrwała się pierwsza głoska, zapowiadająca lawinę wiadomości. Ważnych czy nie ― byle jakichkolwiek. W pewnym momencie nawet przechylił nieznacznie głowę na bok, zdradzając swoje zainteresowanie.
― Chłopiec? ― powtórzył, marszcząc przy tym nieco nos. ― Jak dziwne to były pytania? Nie powinnaś naiwnie spowiadać się każdemu kogo spotkasz na ulicy. Możesz narazić się na niebezpieczeństwo, jak... ― zawahał się. Imię pupila ugrzęzło mu w gardle. ― Jak cała masa naiwniaków, tłoczących się po ulicach. Nie bierz przykładu z byle pierdoły, jeszcze coś ci się stanie.
Nic nie mógł na to poradzić, że coraz częściej zmuszony był wysłuchiwać o błędach osób, z którymi, bądź co bądź, miał jeszcze jakiś w miarę pozytywny kontakt. Niby nic złego to zdanie nie zapowiadało ― po prostu rozmawiała z jakimś szczylem, który równie dobrze mógł być kolejną esencją niewinności, anielskim dzieckiem zmuszonym żyć na piekielnym ziemskim padole.
Wielu tu jednak narodziło się w niewyrośniętym ciele. Urocze rysy, duże, błyszczące, załzawione oczy, usta wykrzywione w płaczliwym wyrazie i niebezpiecznie drżący podbródek ― tyle wystarczyło, by ci, których sumienie jeszcze zżerało nocami, zatrzymywali się i wkładali rękę w paszcze wilka. Oby jego nadprogramowa ostrożność przynosiła dalsze sukcesy. Ile to razy ktoś błagał go o pomoc, by ujrzeć tylko rzucony przez ramię uśmiech zirytowania?
Wo`olfe prychnął nagle. Jej kolejne słowa były...dziwne. I nie na miejscu.
― Gdzieś ty się posiała na ten czas, co? Jesteś aniołem, do cholery. To chyba wystarczający argument, żeby przejmować się terenami, które do aniołów należą, prawda? Poza tym dużo słyszy się ostatnio o planach inwazji grup wymordowanych na Eden. Chyba będziesz musiała się zainteresować, jeśli wciąż zależy ci na mieszkaniu z bieżącą wodą. ― Krzywy uśmiech. ― Dobrze się czujesz?
Przyjrzał się jej już bardziej sceptycznie. O ile dwie sekundy po ujrzeniu jej był zaskoczony i ucieszony, tak teraz zaczynał nabierać niepotrzebnych podejrzeń. Niby czemu Mi-Young o niczym nie wiedziała? To przecież nie są ciche sprawy. Nie trzeba być wybitnym szpiegiem i detektywem ze stażem jak stąd po most Poniatowskiego. Wystarczy czasami zdjąć słuchawki, nadstawić uszu... głośny bełkot pijanych mieszkańców Desperacji, warkliwe obelgi niosące się echem, niezatrzymywane przez żadne z zabudowań. Ściągnął brwi. Naprawdę była tak obojętna na tragedie i plany? Nie, żeby kazał jej teraz warować dwadzieścia cztery ha na wycieraczce, ale jakieś granice zawsze były.
W tym przypadku powoli zaczynał powątpiewać w normalne funkcjonowanie zielonowłosej. Tak samo jak nigdy nie mógł pojąc jej wrodzonej uprzejmości. Dało się dostać od niej wysypki.
― Trudno. Nie wiesz co tracisz ― burknął, dokładnie, jakby właśnie zarzuciła mu, że przespał się z rodzoną siostrą, co bardzo dobitnie musiałoby go urazić, skoro jego mina drastycznie się zmieniła. Mnogość emocji jaka pojawiała się na twarzy wilczura powiększała się z dnia na dzień, z każdą nową rozmową. Sięgnął po kawałek kurczaka dla siebie, trzepocząc jednym z uszu, do której dobiegały ciche odgłosy Yunosuke.
„Stanowczo powinieneś posłuchać Panicza”.
Wzruszył barkami, wgryzając się w kawał mięsa. Ogon mimowolnie poruszył się, prześlizgując się po materiale kanapy, aż w końcu jego końcówka zsunęła się z brzegu mebla i zawisła rozkołysana nad podłogą. Przełknął kolejny kęs i zachichotał cicho. Yunosuke miałby otrzymać „całusa” jak będzie grzecznie jadł? Jonathan pokręcił głową na boki.
― Molestowanie zwykle było karą, a nie nagrodą. Mentalność ci się waha ― zauważył, przełykając ostatni, minimalny już fragmencik kurczaka. Nie mógł jednak zaprzeczyć. Mi-Young miała całkowitą rację. Nawet teraz, gdy obejmował chłopaka, jego ciało wydawało się być zbyt kruchych rozmiarów, w porównaniu do niego samego. Chodziło głównie o to, że Growlithe nie należał do byczych samców alfa, z karkiem jak dąb i rozesłaną po szyi siecią pulsujących żył. Zwykle nazywano go chuderlawcem, choć pod materiałem koszulki, nie kryły się same kości. Jego budowa ciała nie powalała jednak na kolana. Nic więc dziwnego, że stan Yunosuke zwrócił uwagę nawet wilczura. Najgorsze, że sam kotowaty zdawał się być tego świadomy. „ Jadłbym, gdybym miał co. To tutaj...” Jonathan po tych słowach najchętniej wstałby i zrzucił tynk ze ścian, trzaskając drzwiami. Zamiast tego pozostało mu tylko wyrażenie swojego buntu w formie głośnego, ostrzegawczego warknięcia. Bob zza lady spojrzał w ich stronę, ale szybko powrócił do polerowania swojego ukochanego kufla.
― O co ci chodzi? ― wycedził przez zaciśnięte zęby, jakby wściekło go samo stwierdzenie, że chodzi po ziemi głodny. A przecież nie było to winą Jonathana. Słabsi umierali, męczyli się, katowali. To naturalne. Prawo pierdolonej Matki, której żadne dziecię nie kochało. Przeciągły syk zabrzmiał tuż przy jego uchu: ― To zwykły kurczak. Można podobne upolować na terenach Edenu. ― Zerknął na Kwon. ― Naprawdę uważasz, że jest uroczy? ― Uniósł brwi, płynnie podejmując następny temat. ― A co mam robić? To co zwykle. Po tylu latach spłaciłem parę długów i równie dobrze mógłbym zostawić wszystkich, te kurewskie misje, rzucić i zdeptać jak pustą paczkę papierosów. Mimo to nadal daję się wykorzystywać. Błądzę po polach, za granicą, w kanalizacji, żeby nie straszyć swoją parszywą gębą dostojników Desperacji. Nudzę się trochę, ale kociak dał mi fajne zajęcie. Jestem podekscytowany. Będziesz chciała popatrzeć?