Shion:
To było dziecinnie proste.
Zbyt proste.
Wiedział, a raczej zdążył już się zorientować, że Gavran niekoniecznie grzeszył zbyt sporą ilością inteligencji, ale nie spodziewał się, że tak łatwo odda mu numer telefonu Wilczura. Był pewien, że ciemnowłosy zażąda czegoś w zamian, co zapewne zrobiłby Shion, gdyby znalazł się w podobnej sytuacji, ale zamiast tego parę słów i już miał ten numer. Doprawdy, naiwne stworzenie. No cóż, lepiej dla rudowłosego. To on na tym wyszedł lepiej, niż Gavran, który nie wiedział co właśnie stracił.
Brązowe oczy przemknęły po popękanym ekraniku telefonu, a wargi wygięły się w delikatnym uśmiechu.
Nie potrafił ani czytać, ani pisać, ale dzięki Ethanowi pamiętał doskonale każdy ruch i co trzeba zrobić, żeby wysłać wiadomość, wybrać numer czy też zapisać. I to mu w zupełności wystarczyło. Miał dobrą pamięć, od kiedy tylko pamiętał szybko łapał różne rzeczy, odpowiednio układając je sobie w głowie. Na dodatek telefon był wyposażony w funkcję rejestrowania wiadomości za pomocą mowy, a co za tym idzie – stanowił idealny sprzęt dla kogoś takiego jak Shion.
Poprawił się wygodnie na swoim dziurawym w niektórych miejscach kocu, i oparł wygodnie o ścianę. Mieszkał z Growem i Ev zaledwie parę dni, ale zdecydowanie wybierał chwile, kiedy ich nie było. Nie czuł się swobodnie mieszkając z tą dwójką i kiedy Ci układali się do snu, chłopak wyślizgiwał się, by błąkać się po korytarzach kryjówki, aby ostatecznie przysnąć pod postacią nietoperza gdzieś w ciemnej wnęce. Teraz był sam i mógł swobodnie się wyciągnąć i przy okazji podkradając jedną z bluz Growa. Było zimno, a sam nie posiadał niczego ciepłego. Ponadto naprawdę lubił zapach Wilczura, choć oczywiście nigdy nie przyzna się do tego otwarcie. Opatulony o dwa rozmiary za dużym ubraniu, naciągnął go sobie prawie pod samą szyję i schował czuprynę w kapturze, niemalże w całości znikając w materiale, z bezczelnym uśmieszkiem pisząc, a raczej nagrywając coraz to śmielsze wiadomości do mężczyzny.
Aż w którymś momencie zapadła cisza.
Minęły pierwsze minuty, które powoli przerodziły się w pół godziny, a potem godzinę. I nadal cisza. Shion zaczynał z tego powodu odczuwać istną irytację, gdyż naprawdę wkręcił się w smsowanie i wrzucanie Wilczurowi, kiedy ten zupełnie nie był świadomy tego, kto tak naprawdę do niego pisze. W takiej chwili mógł sobie pozwolić na naprawdę wiele, nie wynosząc z tego jakichkolwiek konsekwencji.
Głupiutki Shion.
- No niech cię szlag. Czego nie odpisujesz? – warknął do telefonu, jednocześnie nachylając się nad nim bardziej, stukając niecierpliwie palcami w udo.
- Cholerny Wilczur. – dodał, wysyłając kolejną wiadomość, tym razem ze zdjęciem jakiegoś głupiego psa.
- Tym razem Ci pojechałem, ohohoho. Plebsie. – mruknął nieco rozciągłym tonem, czekajac na jego odpowiedź.
Ale telefon nadal milczał.
Growlithe:
Oparł biodro o ścianę.
Był pewien, że nie potrzeba tutaj ani żadnych wyjaśnień, ani gestów, ani niczego innego, a mimo to coraz bardziej był przeświadczony o tym, że mógłby tu stać kolejne 5 minut, a Shion nadal by go nie zauważył. O wiele bardziej wolał się wściekać na milczącą komórkę, nadal w nieswoim ubraniu, niż dostrzec stojącą nieopodal sylwetkę Wilczura.
Białowłosy z uporem stalkera wpatrywał się w szczupłe ciało, praktycznie topiące się w zdecydowanie za dużej bluzie. W pierwszym odruchu go to rozczuliło. Szczeniak sporo warczał i kozaczył wypisując mu durne SMS-y, ale widząc go w tak niewinnej formie aż ciężko było się wściekać...
"... ohohohoh. Plebsie".
Zacisnął mocniej palce na swoim telefonie.
- Ekkhm - warknął pod nosem, już na siłę zwracając na siebie uwagę. I kiedy miał pewność, że Shion wreszcie skupi się na nim, a nie na molestowaniu telefonu komórkowego, powoli rozplątał ręce i zrobił pierwszy krok w jego stronę.
- Mógłbym się w końcu umyć? - Kąciki jego ust uniosły się ku górze w miłym uśmiechu, który nie dosięgnął oczu. - Skaczą pchły, co?
Podrzucił swój aparat, jakby na potwierdzenie słów, że wszystkie SMS-y bardzo dokładnie przeczytał. Od deski do deski - na nieszczęście Shiona.
Kolejny krok.
- Faktycznie masakra. Potrafię tylko szczekać... - Pokiwał głową. Komórka raz jeszcze podskoczyła i wylądowała miękko w dłoni Growlithe'a, który usunął następne parę centymetrów, jakie ich dzieliły. Na moment nawet spojrzał w górę, jakby doszukiwał się tam podpowiedzi, ale koniec końców zacisnął usta, wzruszył barkami i ponownie wbił połyskujące w półmroku tęczówki w podopiecznego. - W takim razie chyba nie masz czego się bać. Miło, nie? Może chcesz mi pokazać, jaki jesteś władczy? - Ostatni krok i znalazł się przy nim, kładąc dłoń na rudych kosmykach przykrytych przez kaptur. Pochylił się nawet odrobinę, by móc spojrzeć mu w oczy. - Bo jesteś, co nie, Shion? Tak pisałeś, samcu alfa.
Zahaczył palcami o brzeg kaptura i powoli (tak powoli, że każda sekunda zdawała się być minutą) zsunął go z jego głowy, by zaraz dotknąć ręką jego włosów, po których przebiegł, mocno mierzwiąc, aż szorstka dłoń trafiła na jego kark. Opuszkami wszystkich palców musnął jego szyję.
- Hue.
Shion:
To było jak uderzenie pieprzonym obuchem w tył głowy.
Momentalnie wszystko dookoła chłopaka zatrzymało się, a on sam poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła, wywołując zawroty głowy i tańczący żołądek, który, gdyby tylko był pełny – z pewnością podzieliłby się ze światem swoją zawartością. Jak na zwolniony filmie, powoli, odwrócił się przodem w stronę mężczyzny, a trzymany przez niego telefon prześlizgnął się przez palce, upadając miękko na fotel, tuż obok uda dzieciaka. Poruszył niemo ustami, a krew z jego twarzy momentalnie odpłynęła, sprawiając, że chłopakowi było bliżej do ducha, niż żywej istoty.
To nie tak miało wszystko wyglądać.
A myślał, że jest taki cwany. Taki mądry i przebiegły. Że będzie mógł nawymyślać jasnowłosemu, samemu będąc bez jakichkolwiek konsekwencji.
- Skąd… - zaczął, ale momentalnie zamilkł widząc, jak mężczyzna robi krok w jego stronę. Jak na zawołanie jego instynkt zadziałał i przesunął tyłkiem po kocu kawałek do tyłu, chcąc zachować stosowną odległość pomiędzy nimi.
Na domiar złego uśmiech Growlithe’a nie wróżył nic dobrego. Wręcz przeciwnie, wywoływał w chłopaku poczucie paniki i zbliżającego się niebezpieczeństwa, a w konsekwencji dreszcze przebiegające wzdłuż jego kręgosłupa.
- To był taki żart. – jęknął cicho, ledwo słyszalnie, ale z pewnością jego słowa dotarły do wrażliwych uszu wymordowanego.
Znowu się zbliżył, a Shion znowu się odsunął. Problem był jednak taki, że już po chwili jego plecy przycisnęły się do ściany, odcinając mu drogę ucieczki. Gdy dłoń powędrowała w jego stronę, zacisnął mocniej oczy oczekując uderzenia. Zamiast tego delikatny dotyk skutecznie go ostudził, włączając czerwoną lampke ostrzegawczą, która do tej pory jedynie migała gdzieś w tyłach jego czaszki.
- Ja… muszę iść! – powiedział szybko, kiedy kaptur odsłonił jego sterczące, rude włosy. Wciągnął mocniej powietrze gdy ciepłe i szorstkie palce musnęły jego skórę. O dziwo, lubi dotyk jego dłoni. Pomimo wyczuwalnej każdej blizny, która niejednokrotnie drażniła, to i tak niejednokrotnie sam łaknął tego dotyku.
Ale nie dzisiaj.
Dzisiaj chciał uciec. I zamierzał to uczynić. Wzrok powędrował w bok, tuż obok szczupłego biodra mężczyzny, zahaczając o wyjście. Musiał jedynie prześlizgnąć się obok mężczyzny i dać nogę. Nie powinno to być takie trudne….
TRZASK.
Drobna dłoń chłopaka trzasnęła niezbyt mocno, ale też niezbyt lekko rękę Wilczura, która spoczywala na jego karku, jednocześnie odsuwając ją od siebie. Pozbawiony jakiegokolwiek kontaktu fizycznego, zerwał się na nogi i ruszył w stronę wyjścia wymijając Growa.
Ale podczas odpychania od podłoża,, stopa poślizgnęła się na kocu, zabierając Shionowi jakiekolwiek oznaki równowagi. Nim ktokolwiek mógłby coś zrobić, w czasie jednego uderzenia serca, poleciało przodu, uderzając głową o klatkę piersiową Wilczura i wpadając na niego całym sobą, jednocześnie pchając na ziemię tak, że jasnowłosy uderzył dupskiem i plecami o twarde podłoże. A Shion znalazł się na nim, w bardzo niedogodnej pozycji z przyciśniętą twarzą do jego podbrzusza.
Uniósł powoli głowę i stęknął cicho, czując, jak jego czoło i nos pulsując. Wzrok powędrował dalej, aż dotarł do twarzy jasnowłosego.
Pierwsza sekunda.
Zaczęło do niego dochodzić co się właściwie stało.
Druga sekunda.
I w jakiej pozycji się znajdują.
Trzecia sekunda.
- Hue. – uśmiechnął się złośliwie i tryumfalnie, a jego mina mówiła „no i widzisz? To jest dominacja, plebsie”.
Czwarta sekunda.
Mina mu zrzedła momentalnie. Ponownie się zerwał na nogi, przeskakując leżącego Growa i z nadzieją w oczach spoglądając w stronę wyjścia.
Growlithe:
Nie robił tego z chęci. Prędzej z czystej złośliwości, choć do głowy faktycznie dobijały się warkliwe myśli, by zrobił z gówniarzem porządek. Niewinna zabawa? Błahe żarty? Nietrafny kawał?
Growlithe raz jeszcze zmusił usta do uśmiechu, choć tym razem przybrał on bardziej zmęczoną barwę.
- Przecież mówiłem, że jestem tuż za tobą. - Ciepło dłoni musnęło mocniej jego kark. Już prawie chwycił go jak niesfornego szczeniaka, by zaraz zadrzeć do góry i trzasnąć o szafę, ale...
TRZASK.
Mina momentalnie mu zrzedła. Shion jednym, durnym ruchem zerwał z jego twarzy przyjemną maskę kogoś, kogo dało się jeszcze udobruchać. Przeprosinami, pokorą - czymkolwiek, ale dało, gdyby usłużnie pochyliło się kark.
Shatarai wydała z siebie cichy pomruk, ledwo możliwy do wychwycenia. Było w nim jednak tyle szyderstwa, że jeszcze moment, a pewnie rozwaliłoby całą norę i zasypało ich wszystkich żywcem. Ta cholerna suka nie potrzebowała wiele, by zorientować się w sytuacji.
HULA SOBIE, CO, JACE? MOŻE POWINIENEŚ ZROBIĆ Z NIM PORZĄDEK?
Palce wymordowanego drgnęły, zaciskując się w pięść. Zdążył jeszcze tylko zacisnąć zęby... a potem niespodziewanie poczuł uderzenie prosto w pierś. Jedna z nóg automatycznie przesunęła się do tyłu, chcąc złapać jeszcze równowagę, ale but ledwie szurnął po ziemi, a Growlithe już huknął, na moment wypuszczając z płuc całe zmagazynowane powietrze.
Pazury Shatarai zaczęły się zaostrzać w czasie, w którym Growlithe wsparł się na łokciu i wsunął palce we włosy, by dotknąć dłonią obolałej czaszki. Wzrok machinalnie wlepił w Shiona.
Sekunda. Dwie.
Pulsowanie w skroni zakłuło, gdy warknął wściekle.
Jak śmiesz...
Shion jak na komendę poderwał się na równe nogi, przeskoczył przez niego i zapewne był bardzo zaskoczony, gdy coś niespodziewanie chwyciło go za kostkę i szarpnęło nią do tyłu, by ponownie przywitał podłogę z rozłożonymi ramionami. Instynkt pchnął Growlithe'a do przodu, wybił się więc wolną ręką, a potem wbił kolano prosto w lędźwie Shiona. Drugie stuknęło po jego boku, zaraz po tym Opętany mógł usłyszeć cichsze nieco buchnięcie, gdy dłoń białowłosego wylądowała tuż obok jego głowy. Palce wolnej ręki wsunęły się ponownie w jego kosmyki, lekko je mierzwiąc tylko po to, by zaraz chwycić za nie, szarpnąć do góry i... Growlithe powoli zrezygnował z tego aktu, choć dłoń nadal drżała z ekscytacji.
Shatarai prychnęła. Wtedy zrozumiał, że to nie kwestia ekscytacji, tylko zimna.
- Może teraz pogramy na moich zasadach? - Powoli zsunął ciążące na plecach dzieciaka kolano na ziemię, dając mu możliwość zaczerpnięcia głębszego wdechu. Na moment, bo zaraz potem drobne ciało Opętanego zostało siłą przewrócone na plecy. Growlithe wsunął dłonie na jego nadgarstki, wbił je w ziemię i zawisł tuż nad twarzą Shiona. Mimo pytania sprzed chwili, na jego twarzy nie było już żadnego rozbawienia. - Spójrz mi w oczy, Shion i poszczekaj jeszcze trochę. Będę mieć więcej argumentów, żeby odgryźć ci język z tej niewyparzonej gęby.
Shion:
Zduszony jęk towarzyszył hukowi, kiedy drobne ciało ponownie łupnęło o ziemię. Wraz z uderzeniem, chłopak kłapnął boleśnie swoimi ustami, uderzając zębami o zęby, przez krótką chwilę mając wrażenie, że wybije sobie zęby. Pierwszym, zupełnie naturalnym odruchem była chęć kopnięcia swojego oponenta, by móc wyswobodzić się z palącego jego skórę dotyku. Jednakże nim jego stopa zdołała dosięgnąć ciała wyższego wymordowango, sam Shion znalazł się w potrzasku, niczym dzika bestia, która nie może uwolnić się od swojego prześladującego Łowcy.
- Złaź ze mnie grubasie. – jęknął próbując wyrwać się spod ciała jasnowłosego. Ale zamiast ulgi, poczuł przeszywający ból promieniujący na całe plecy. Z gardła chłopaka wyrwał się zduszony jęk i machnął mocniej , chcąc w jakikolwiek sposób przywalić wymordowanemu. Nawet był moment, kiedy jego małe, acz ostre kiełki śmignęły tuż przy skórze ręki znajdującej się przy jego głowie, aczkolwiek Growlithe niemalże w ostatniej zapobiegł temu łapiąc za rude kosmyki i jednocześnie odciągnął go od swojej części ciała, pozostawiając po sobie wspomnienie ciepłego oddechu.
- Nie będ—ZOS—CHOLERA! – jęknął głośniej dzieciak, kiedy znalazł się pod Growem na plecach, niemalże twarzą w twarz. Chłopak warknął cicho, choć nie było w tym ani krzty pewności siebie. Szarpnął się mocno, na moment wyginając ciało lekko w łuk, ale żelazny uścisk mężczyzny był na tyle mocny, że szorstkie dłonie nawet nie drgnęły, gdy Kundel aktualnie toczył małą walkę o wolność.
- Idź sobie sam się zabawić, skoro tak lubisz. – usta chłopaka wykrzywiły się w mało przyjemnym grymasie, który towarzyszył w kolejnej próbie szarpnięcia.
Ale w końcu i on zrezygnował, spoglądając na Growa, zdawać się mogło, zaskakująco spokoju.
- Goń się. Idź sprawdzić czy nie a ciebie na korytarzu. – mruknął prowokująco i zaczepliwie. Bo przecież prowokacja dzikiego zwierzaka była taka mądra i inteligentna.
- Chyba bardzo lubisz macać młodszych od sobie, co nie? – kolejne nieprzyjemne warknięcie, kiedy brązowe oczy przeleciały po twarzy mężczyzny, zahaczając niemalże o każdy jej aspekt.
- Jaki jest twój problem? To były tylko żarty. ŻARTY. Poczucia humoru to ty nie masz. – dodał i ściągnął usta w wąską linię, co zdecydowanie nie poprawiło jego naburmuszonego wyrazu twarzy.
A nie też z pewnością nie pomoże wykaraskać ze zbliżających kłopotów.
- Pożałujesz, jak mnie nie puścisz zaraz. Zobaczysz.
Ale czcze gadanie w tym momencie na nic się nie zdawało. Shion zdawał sobie sprawę, że musi działać. Bez znaczenia co to miało oznaczać.
Nim ostatnie słowo utknęło w jego gardle, poleciały kolejne.
- Ugryzę cię. Obiecuję. Będzie bolało. Dlatego puść mnie i zajmij się swoimi sprawami. – syknął, kiedy noga wystrzeliła w podbrzusze Growa i lekko kopnęła go. Na tyle, żeby nie odczuł większego bólu, ale mocne na tyle, żeby spróbować odepchnąć go od siebie, potem wyślizgnąć się i uciec.
To był dobry pan.
Szkoda, że chowy.
Growlithe:
Brwi mu drgnęły, gdy Shion wreszcie się uspokoił. Zmarszczył je zaraz i skrzywił usta, słysząc kolejne słowa uwięzionego w potrzasku podopiecznego. Z tylnej kieszeni starszego wymordowanego dało się słyszeć uporczywy dźwięk wibracji, na którego - w pierwszym odruchu - Growlithe chciał puścić rudzielca i sięgnąć po telefon, by odtworzyć wiadomość.
Col-
Reszta myśli ścięła się i roztrzaskała w miejscu, gdzie Shion z impetem uderzył go w brzuch. Palce automatycznie rozluźniły nieco chwyt, a sam białowłosy poczuł tylko, jak szczupłe nadgarstki wyślizgują mu się spod dłoni. Nie próbował go już złapać. Nie był typem, który wiecznie będzie użerać się ze swoimi sługami, którzy parę dni temu przyklejali czoło do podłogi obiecując mu wierność i posłuszeństwo.
Opadł tylko ciężko na ziemię, przesuwając ręką po brudnym kolanie. Shion zapewne zdążył się pozbierać na równe nogi i skoczyć ku wyjściu, ale wystarczyły dwa kroki w stronę wolności, a poczuł mocny, arktyczny powiew, który szarpnął jego włosami i ubraniami, kończąc się w chwili trzaśnięcia drzwiami. Huknięcie zatrzęsło drewnem, prędko przygniecionym przez znajomą Opętanego.
Była roślejsza niż wcześniej, jakby ktoś chwycił ją po obu stronach i po prostu rozciągnął. Jej długi ogon, przy lekkim poruszeniu, przemknął po suficie, zrzucając z niego ziarna ziemi. Wadera warknęła, zatrzaskując zęby w warkocie tuż przy udzie Shiona, ale nie dotknęła go. Szponiaste kły pokryte czernią ledwo otarły się o materiał jego spodni. Suka zostawiła po sobie tylko wspomnienie gorącego oddechu, a potem spojrzała na niego z góry, wykrzywiając pysk w ludzkim uśmiechu.
Uśmiechnęła się w tym samym momencie, w którym zrobił to Growlithe.
W porównaniu do niej było to jednak coś innego. O ile Shatarai najchętniej rozwarłaby paszczę i ujęła w zęby głowę młodego Shiona, tak grymas, który osiadł na ustach Wilczura wydawał się zwyczajnie rozbawiony w ten najbardziej niegroźny sposób. Oparł łokieć o skrzynię i odpisał na SMS-a, najwidoczniej łudząc się, że zasięg nagle nie skopie go po jajach i nie skoczy z jednej kreski na zero.
Wsunął telefon do kieszeni i podparł zadrapany policzek o rękę, której łokieć wcześniej zahaczył o skrzynię. Wlepił dwukolorowe spojrzenie w Shiona i zlustrował go od starych, poprzecieranych trampek, poprzez za duże spodnie, które tylko cudem nie zsunęły mu się z bioder w trakcie szarpaniny, szary skrawek wystającej koszulki, bluzę i w końcu piegowaty profil, na którym się zatrzymał. Widział kątem oka, jak Shatarai unosi swoją łapę i powoli kładzie ją milimetr dalej, jakby chciała oszukać nawet swojego właściciela, że wcale nie zależy jej na tym, by znaleźć się bliżej Shiona.
- Jesteś tchórzem - wymruczał niczym potulny kociak, znów przybierając lekki, swobodny ton. Nawet mina dostosowała się do głosu, przybierając mniej wyzywający, wściekły wyraz. - Jesteś słaby. Nie znasz wielu rzeczy. Nie umiesz nawet czytać. I nie masz silnego ciała.
Growlithe niespiesznie podniósł się z ziemi. Oparł mocniej łokieć na drewnie ciężkiej skrzyni i podniósł się na nogi, by wreszcie spojrzeć na Shiona z góry.
- Ty również wiesz, że słowa byłego Kota nic nie znaczą, a mimo tego obiecywałeś mi dozgonną lojalność. Ugięcie karku tylko przede mną. Służenie mnie, wyłącznie mnie, nikomu innemu. Że będziesz posłuszny i na każde skinienie.
HUK!
Pięść Growlithe'a trzasnęła o stojący obok mebel, który pchnął gitarę i posłał ją na podłogę.
Shatarai nie czekała.
Wyciągnęła szyję i kłapnęła zębiskami. Złapała za kaptur i szarpnęła, by zaraz wypuścić go i złapać za pewniejszy materiał - tym razem zagryzając kły również na ramiączku bokserki. Rozległ się cichy dźwięk dartego materiału, na który Growlithe się skrzywił.
- Lubiłem tę bluzę. - Cmoknął i zrobił krok do przodu. Gdzieś bardzo cicho komórka znów odezwała się, by poinformować o wiadomości. Złapał się na tym, że myśli automatycznie skoczyły do Colina i powrócenie do rzeczywistości kosztowało go więcej, niż początkowo przypuszczał. Spoważniał, znalazłszy się wystarczająco blisko Shiona, gdy Shatarai znów wydała z siebie nutę łamanego drewna i targnęła dzieciakiem, zmuszając go do postąpienia paru kroków naprzód. Opętany mógł poczuć, jak w rękaw bluzy zaczyna wsiąkać czarna ślina bestii.
Bzz. Bzzzz.
Growlithe odpiął guzik rękawa kurtki i podwinął go nieco, by zaraz podnieść nietknięty przez rany nadgarstek na wysokość brody Shiona. Tak blisko, że lekkie poruszenie ustami skutkowałoby dotknięciem jego ręki.
- Gryź. Pokaż, kto tu rządzi.
Spojrzenie Growlithe'a zrobiło się cięższe. Wyczuwalnie na tyle, by niejeden poczuł się przyszpilany do podłogi, jakby coś o wielkiej wadze osiadło mu na ramionach.
Shion:
Słyszysz?
To odgłos trzaskanych nadziei na ucieczkę.
Momentalnie zrobił krok w tył, kiedy poczuł chłód. Cholernie znajomy chłód, a jednocześnie tak bardzo znienawidzony. Na piegowatej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, który bardzo szybko przerodził się w wręcz nieme błaganie skierowane wprost w stronę jasnowłosego. Żeby ją zabrał.
Ale Growlithe nie patrzył, zajęty pisaniem na telefonie.
Wzrok chłopaka skupił się na ciemnej bestii przed nim, czując, jak jego własne nogi odmawiają posłuszeństwa, drżąc niczym galaretka. Że też ze wszystkich potworów akurat ona musiała się tutaj znaleźć. Bał się jej jak niczego innego w świecie. Chyba tylko Wilczur wzbudzał w nim większy strach oraz respekt. Dzieciak poruszył ledwo widocznie swoimi wargami, ponownie przenosząc spojrzenie na mężczyznę, w tym samym momencie, kiedy dwukolorowe tęczówki spoczęły na nim.
- Growllithe… - zaczął cicho, ledwo słyszalnie, jednakże jego własny głos zdradziwszy jego strach ugrzązł gdzieś głęboko w gardle.
„Jesteś tchórzem”
Jak na zawołanie spuścił głowę, zaciskając mocno swoje drobne dłonie na skrawku za dużej bluzy. Czuł się, jakby Grow słowami wbijał w jego czaszkę bolesne, długie szpikulce, drążąc nimi w jego mózgu, wyciągając na wierzch coraz to kolejne słabości.
Przecież doskonale o tym wiedział. Nie musiał tego mówić na głos. Znał swoją własną wartość, która równała się zeru. Shion miał kompleksy na swoim punkcie. Było tak, jak mówił mężczyzna. Nic nie potrafił. Zupełnie niczym nie wyróżniał się ponad innych i niczym szczególnym nie przysłużył się, ani też zapewne nie przysłuży DOGS.
- Bezwartościowy. – mruknął cicho, bez większego wyjaśnienia, ale wyraźnie określając samego siebie. Na piegowatej twarzy pojawiła się dziwna emocja, którą ciężko było zaklasyfikować. Ani to smutek, ani rozgoryczenie. Raczej poczucie gorzkości wywołanej słowami Wilczura.
- Przecież ci służę! – powiedział z o wiele donośniejszym tonem, niż parę chwil temu. – Nie kwestionuję twoich rozkazów! – dodał i spojrzał na niego gniewnie. W tej samej chwili, w której mężczyzna uderzył mebel. A bestia zaatakowała.
Cofnął się gwałtownie, szarpiąc ubraniem, chcąc uciec od potwora, ale szczęki mary były o wiele mocniejsze, niż marne resztki siły chłopaka.
- Zabierz ją! – warknął, choć ton głosu był raczej drżący i pełny strachu ora obawy. Materiał puścił, a chłopak oczami wyobraźni już widział siebie rozdartego na dwie części, broczącego we własnych wymiocinach i krwi. Drobne dłonie oparły się na przeraźliwym łbie, próbując w desperacki akcie odepchnąć ją do tyłu. Ale ona nie ruszyła się nawet o milimetr.
Ale Shion tak, kiedy nim szarpała.
Znalazł się niebezpiecznie blisko Growlithe, czując, że jest osaczony. Z jednej strony potwór, z drugiej strony bestia. Dolna warga chłopaka lekko zadrżała, szybko jednak przełknął strach, chcąc stanąć dumnie przez jasnowłosym, by nie okazać mu swojej słabości, które i tak zostały przed nim już wystarczająco obnażone. Jak na zwolnionym filmie przyglądał się mężczyźnie, który przysunął swoje przedramię do jego twarzy.
Kusiło.
Cholernie kusiło, by obnażyć swoje małe kiełki i zatopić je w skórze mężczyzny. By go zranić. Zadać mu ból. Skoro słowami nie mógł, to chociaż fizyczny.
„… kto tu rządzi”.
Nie potrafił. Coś go hamowało i blokowało. Jakby jakieś niewidzialne dłonie zaciskały się dookoła jego szyi, zawiązując na niej wyimaginowaną obrożę, ciągnąc go w dół, na podłogę, by ugiął jeszcze bardziej swojego karku. Uniósł swoje spojrzenie, ale bardzo szybko spuścił wzrok, czując coś dziwnego w stosunku do niego.
To był respekt, do którego bał się przyznać na głos.
„Ty, kretynie. Przecież wiesz.”
Uniósł drżące dłonie i zacisnął je na nadgarstku mężczyzny, przysuwając do skóry swoje wargi, które już po chwili uchylił, jakby miał się zaraz wgryźć. Ale zamiast tego, głaszcząc go swoim nieco przerywanym oddechem, przesunął je tuż do dłoni Growa i przekręcił tak, by usta znalazły się przy czerwonych od uderzenia knykciach. Musnął je swoimi wargami i po chwili wysunął koniuszek języka, którym zaczął łagodzić uczucie pieczenia. Jak potulny szczeniak albo kociak, który wiedział, że zrobił coś złego i próbuje ugłaskać swojego właściciela. Trwało to zaledwie parę chwil, gdy swoje działanie zakończył krótkim muśnięciem wargami i lekkim, dość niepewnym pocałunkiem.
- Ty tu rządzisz. – powiedział cicho skruszonym głosem, z pewnością kładąc po sobie uszy, gdyby tylko mógł. – Nie chciałem Cię uderzyć.
Growlithe:
Przyglądał mu się uważnie w ten najbardziej drastyczny sposób - bez cienia jakiegokolwiek zakazu, bez groźby w błyszczących od dogorywającej w rogu świecy oczach. Jakby po ugryzieniu wcale nie miał być zły i to najbardziej zaginało rzeczywistość. Ktoś, kto od wieków wydawał rozkazy bez konieczności wypowiadania ich na głos, teraz prezentował się, jakby wcale mu nie zależało. Nie napinał mięśni, nie marszczył brwi, nie zaciskał ust. Stał zwyczajnie z uniesionym ramieniem, z nadgarstkiem muskanym oddechem Shiona, który musiał być teraz w rozbiciu.
Growlithe nie zmienił swojej pozycji nawet wtedy, gdy drżące palce oplotły jego przegub, a usta Opętanego rozchyliły się, ukazując ostre kiełki. Był przygotowany na ugryzienie równie dobrze, jak na to, co stałoby się chwilę później. Wolna, luźno zwisająca u boku ręka poruszyła się, przyszykowana do zadania ciosu, od którego ból zębów stałby się nieznośny. Zamiast tego palce drgnęły tylko, tak samo jak brwi starszego wymordowanego, który ściągnął je lekko ku sobie. Przez twarz, jak duch, przemknął grymas obrzydzenia. Ledwo musnął jego oblicze i umknął gdzieś daleko, pozwalając, by maska beznamiętności ponownie przysłoniła wewnętrzne myśli.
W głowie mu zahuczało.
Za Shionem rozległo się ciche strzyknięcie, gdy lewa łopatka Shatarai wybiła się nagle do góry, jakby spod skóry za moment miały wydostać się skrzydła. Wadera wydała z siebie gardłowy warkot: "jeszcze mnie popamiętasz! Nie dam się tak łatwo, JACE". Ale białowłosy nawet na nią nie patrzył. Taksował spojrzeniem piegowatą twarz niższego chłopaka, który kulił się przed nim, z niemalże nabożnością dotykając wargami zdartych knykci.
"Ty tu rządzisz."
Zmrużył nonszalancko ślepia. Najwidoczniej jego ego właśnie zostało dotknięte w kategorycznie zbyt pobłażliwym geście. Ugłaskane ledwie jednym przypadkiem, zamruczało, usypiając zgrabnym, płynnym ruchem falę irytacji, która dotychczas drapała ścianki umysłu Wilczura.
Choć na moment ucichły te piskliwe zgrzyty.
Zostały za to zastąpione czymś znacznie gorszym.
Shatarai warczała, drżąc na ciele. Growlithe spojrzał Shionowi w oczy, wyjmując dłoń z jego uścisku. Palce przeciągle przemknęły po ręce Opętanego i dopiero, gdy zerwał się kontakt fizyczny Wilczur szarpnął ramieniem i chwycił Shatarai za górną szczekę. Wbił paznokcie w jej podniebienie, aż wywaliła jęzor i wydała z siebie głośniejszy pomruk niezadowolenia.
W chwili, w której zatrzasnął jej pysk w uścisku, kły wilczycy w miejscu, w którym powinny przebić na wylot palce właściciela, zwyczajnie zniknęły, umniejszając się do wielkości naturalnych. Mimowolnie puściła ubranie i chciała się wyrwać. Targnęła łbem do tyłu, ale zamiast pociągnąć oprawcę ku sobie, sprawiając, że straciłby równowagę, poczuła się tak, jakby przywiązano jej pysk do grubego łańcucha, wmontowanego drugim końcem w tytanową, niemożliwą do przesunięcia ścianę. Mruknęła niezadowolona, zapierając się łapami i przemykając rozbieganym spojrzeniem po szarawej twarzy.