IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

Share
 

 x fabuła Grow x Shion [komórka]

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Growlithe
WILCZUR | POZIOM E

Growlithe

Liczba postów : 178
Join date : 16/12/2013

x fabuła Grow x Shion [komórka] Empty
PisanieTemat: x fabuła Grow x Shion [komórka]   x fabuła Grow x Shion [komórka] EmptyPią Lip 24, 2015 8:58 pm

Shion:
To było dziecinnie proste.
Zbyt proste.
Wiedział, a raczej zdążył już się zorientować, że Gavran niekoniecznie grzeszył zbyt sporą ilością inteligencji, ale nie spodziewał się, że tak łatwo odda mu numer telefonu Wilczura. Był pewien, że ciemnowłosy zażąda czegoś w zamian, co zapewne zrobiłby Shion, gdyby znalazł się w podobnej sytuacji, ale zamiast tego parę słów i już miał ten numer. Doprawdy, naiwne stworzenie. No cóż, lepiej dla rudowłosego. To on na tym wyszedł lepiej, niż Gavran, który nie wiedział co właśnie stracił.
Brązowe oczy przemknęły po popękanym ekraniku telefonu, a wargi wygięły się w delikatnym uśmiechu.
Nie potrafił ani czytać, ani pisać, ale dzięki Ethanowi pamiętał doskonale każdy ruch i co trzeba zrobić, żeby wysłać wiadomość, wybrać numer czy też zapisać. I to mu w zupełności wystarczyło. Miał dobrą pamięć, od kiedy tylko pamiętał szybko łapał różne rzeczy, odpowiednio układając je sobie w głowie. Na dodatek telefon był wyposażony w funkcję rejestrowania wiadomości za pomocą mowy, a co za tym idzie – stanowił idealny sprzęt dla kogoś takiego jak Shion.
Poprawił się wygodnie na swoim dziurawym w niektórych miejscach kocu, i oparł wygodnie o ścianę. Mieszkał z Growem i Ev zaledwie parę dni, ale zdecydowanie wybierał chwile, kiedy ich nie było. Nie czuł się swobodnie mieszkając z tą dwójką i kiedy Ci układali się do snu, chłopak wyślizgiwał się, by błąkać się po korytarzach kryjówki, aby ostatecznie przysnąć pod postacią nietoperza gdzieś w ciemnej wnęce. Teraz był sam i mógł swobodnie się wyciągnąć i przy okazji podkradając jedną z bluz Growa. Było zimno, a sam nie posiadał niczego ciepłego. Ponadto naprawdę lubił zapach Wilczura, choć oczywiście nigdy nie przyzna się do tego otwarcie. Opatulony o dwa rozmiary za dużym ubraniu, naciągnął go sobie prawie pod samą szyję i schował czuprynę w kapturze, niemalże w całości znikając w materiale, z bezczelnym uśmieszkiem pisząc, a raczej nagrywając coraz to śmielsze wiadomości do mężczyzny.
Aż w którymś momencie zapadła cisza.
Minęły pierwsze minuty, które powoli przerodziły się w pół godziny, a potem godzinę. I nadal cisza. Shion zaczynał z tego powodu odczuwać istną irytację, gdyż naprawdę wkręcił się w smsowanie i wrzucanie Wilczurowi, kiedy ten zupełnie nie był świadomy tego, kto tak naprawdę do niego pisze. W takiej chwili mógł sobie pozwolić na naprawdę wiele, nie wynosząc z tego jakichkolwiek konsekwencji.
Głupiutki Shion.
- No niech cię szlag. Czego nie odpisujesz? – warknął do telefonu, jednocześnie nachylając się nad nim bardziej, stukając niecierpliwie palcami w udo.
- Cholerny Wilczur. – dodał, wysyłając kolejną wiadomość, tym razem ze zdjęciem jakiegoś głupiego psa.
- Tym razem Ci pojechałem, ohohoho. Plebsie. – mruknął nieco rozciągłym tonem, czekajac na jego odpowiedź.
Ale telefon nadal milczał.  

Growlithe:
Oparł biodro o ścianę.
Był pewien, że nie potrzeba tutaj ani żadnych wyjaśnień, ani gestów, ani niczego innego, a mimo to coraz bardziej był przeświadczony o tym, że mógłby tu stać kolejne 5 minut, a Shion nadal by go nie zauważył. O wiele bardziej wolał się wściekać na milczącą komórkę, nadal w nieswoim ubraniu, niż dostrzec stojącą nieopodal sylwetkę Wilczura.
Białowłosy z uporem stalkera wpatrywał się w szczupłe ciało, praktycznie topiące się w zdecydowanie za dużej bluzie. W pierwszym odruchu go to rozczuliło. Szczeniak sporo warczał i kozaczył wypisując mu durne SMS-y, ale widząc go w tak niewinnej formie aż ciężko było się wściekać...
"... ohohohoh. Plebsie".
Zacisnął mocniej palce na swoim telefonie.
- Ekkhm - warknął pod nosem, już na siłę zwracając na siebie uwagę. I kiedy miał pewność, że Shion wreszcie skupi się na nim, a nie na molestowaniu telefonu komórkowego, powoli rozplątał ręce i zrobił pierwszy krok w jego stronę.
- Mógłbym się w końcu umyć? - Kąciki jego ust uniosły się ku górze w miłym uśmiechu, który nie dosięgnął oczu. - Skaczą pchły, co?
Podrzucił swój aparat, jakby na potwierdzenie słów, że wszystkie SMS-y bardzo dokładnie przeczytał. Od deski do deski - na nieszczęście Shiona.
Kolejny krok.
- Faktycznie masakra. Potrafię tylko szczekać... - Pokiwał głową. Komórka raz jeszcze podskoczyła i wylądowała miękko w dłoni Growlithe'a, który usunął następne parę centymetrów, jakie ich dzieliły. Na moment nawet spojrzał w górę, jakby doszukiwał się tam podpowiedzi, ale koniec końców zacisnął usta, wzruszył barkami i ponownie wbił połyskujące w półmroku tęczówki w podopiecznego. - W takim razie chyba nie masz czego się bać. Miło, nie? Może chcesz mi pokazać, jaki jesteś władczy? - Ostatni krok i znalazł się przy nim, kładąc dłoń na rudych kosmykach przykrytych przez kaptur. Pochylił się nawet odrobinę, by móc spojrzeć mu w oczy. - Bo jesteś, co nie, Shion? Tak pisałeś, samcu alfa.
Zahaczył palcami o brzeg kaptura i powoli (tak powoli, że każda sekunda zdawała się być minutą) zsunął go z jego głowy, by zaraz dotknąć ręką jego włosów, po których przebiegł, mocno mierzwiąc, aż szorstka dłoń trafiła na jego kark. Opuszkami wszystkich palców musnął jego szyję.
- Hue.

Shion:
To było jak uderzenie pieprzonym obuchem w tył głowy.
Momentalnie wszystko dookoła chłopaka zatrzymało się, a on sam poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła, wywołując zawroty głowy i tańczący żołądek, który, gdyby tylko był pełny – z pewnością podzieliłby się ze światem swoją zawartością. Jak na zwolniony filmie, powoli, odwrócił się przodem w stronę mężczyzny, a trzymany przez niego telefon prześlizgnął się przez palce, upadając miękko na fotel, tuż obok uda dzieciaka. Poruszył niemo ustami, a krew z jego twarzy momentalnie odpłynęła, sprawiając, że chłopakowi było bliżej do ducha, niż żywej istoty.
To nie tak miało wszystko wyglądać.
A myślał, że jest taki cwany. Taki mądry i przebiegły. Że będzie mógł nawymyślać jasnowłosemu, samemu będąc bez jakichkolwiek konsekwencji.
- Skąd… - zaczął, ale momentalnie zamilkł widząc, jak mężczyzna robi krok w jego stronę. Jak na zawołanie jego instynkt zadziałał i przesunął tyłkiem po kocu kawałek do tyłu, chcąc zachować stosowną odległość pomiędzy nimi.
Na domiar złego uśmiech Growlithe’a nie wróżył nic dobrego. Wręcz przeciwnie, wywoływał w chłopaku poczucie paniki i zbliżającego się niebezpieczeństwa, a w konsekwencji dreszcze przebiegające wzdłuż jego kręgosłupa.
- To był taki żart. – jęknął cicho, ledwo słyszalnie, ale z pewnością jego słowa dotarły do wrażliwych uszu wymordowanego.
Znowu się zbliżył, a Shion znowu się odsunął. Problem był jednak taki, że już po chwili jego plecy przycisnęły się do ściany, odcinając mu drogę ucieczki. Gdy dłoń powędrowała w jego stronę, zacisnął mocniej oczy oczekując uderzenia. Zamiast tego delikatny dotyk skutecznie go ostudził, włączając czerwoną lampke ostrzegawczą, która do tej pory jedynie migała gdzieś w tyłach jego czaszki.
- Ja… muszę iść! – powiedział szybko, kiedy kaptur odsłonił jego sterczące, rude włosy. Wciągnął mocniej powietrze gdy ciepłe i szorstkie palce musnęły jego skórę. O dziwo, lubi dotyk jego dłoni. Pomimo wyczuwalnej każdej blizny, która niejednokrotnie drażniła, to i tak niejednokrotnie sam łaknął tego dotyku.
Ale nie dzisiaj.
Dzisiaj chciał uciec. I zamierzał to uczynić. Wzrok powędrował w bok, tuż obok szczupłego biodra mężczyzny, zahaczając o wyjście. Musiał jedynie prześlizgnąć się obok mężczyzny i dać nogę. Nie powinno to być takie trudne….
TRZASK.
Drobna dłoń chłopaka trzasnęła niezbyt mocno, ale też niezbyt lekko rękę Wilczura, która spoczywala na jego karku, jednocześnie odsuwając ją od siebie. Pozbawiony jakiegokolwiek kontaktu fizycznego, zerwał się na nogi i ruszył w stronę wyjścia wymijając Growa.
Ale podczas odpychania od podłoża,, stopa poślizgnęła się na kocu, zabierając Shionowi jakiekolwiek oznaki równowagi. Nim ktokolwiek mógłby coś zrobić, w czasie jednego uderzenia serca, poleciało przodu, uderzając głową o klatkę piersiową Wilczura i wpadając na niego całym sobą, jednocześnie pchając na ziemię tak, że jasnowłosy uderzył dupskiem i plecami o twarde podłoże. A Shion znalazł się na nim, w bardzo niedogodnej pozycji z przyciśniętą twarzą do jego podbrzusza.
Uniósł powoli głowę i stęknął cicho, czując, jak jego czoło i nos pulsując. Wzrok powędrował dalej, aż dotarł do twarzy jasnowłosego.
Pierwsza sekunda.
Zaczęło do niego dochodzić co się właściwie stało.
Druga sekunda.
I w jakiej pozycji się znajdują.
Trzecia sekunda.
- Hue. – uśmiechnął się złośliwie i tryumfalnie, a jego mina mówiła „no i widzisz? To jest dominacja, plebsie”.
Czwarta sekunda.
Mina mu zrzedła momentalnie. Ponownie się zerwał na nogi, przeskakując leżącego Growa i z nadzieją w oczach spoglądając w stronę wyjścia.

Growlithe:
Nie robił tego z chęci. Prędzej z czystej złośliwości, choć do głowy faktycznie dobijały się warkliwe myśli, by zrobił z gówniarzem porządek. Niewinna zabawa? Błahe żarty? Nietrafny kawał?
Growlithe raz jeszcze zmusił usta do uśmiechu, choć tym razem przybrał on bardziej zmęczoną barwę.
- Przecież mówiłem, że jestem tuż za tobą. - Ciepło dłoni musnęło mocniej jego kark. Już prawie chwycił go jak niesfornego szczeniaka, by zaraz zadrzeć do góry i trzasnąć o szafę, ale...
TRZASK.
Mina momentalnie mu zrzedła. Shion jednym, durnym ruchem zerwał z jego twarzy przyjemną maskę kogoś, kogo dało się jeszcze udobruchać. Przeprosinami, pokorą - czymkolwiek, ale dało, gdyby usłużnie pochyliło się kark.
Shatarai wydała z siebie cichy pomruk, ledwo możliwy do wychwycenia. Było w nim jednak tyle szyderstwa, że jeszcze moment, a pewnie rozwaliłoby całą norę i zasypało ich wszystkich żywcem. Ta cholerna suka nie potrzebowała wiele, by zorientować się w sytuacji.
HULA SOBIE, CO, JACE? MOŻE POWINIENEŚ ZROBIĆ Z NIM PORZĄDEK?
Palce wymordowanego drgnęły, zaciskując się w pięść. Zdążył jeszcze tylko zacisnąć zęby... a potem niespodziewanie poczuł uderzenie prosto w pierś. Jedna z nóg automatycznie przesunęła się do tyłu, chcąc złapać jeszcze równowagę, ale but ledwie szurnął po ziemi, a Growlithe już huknął, na moment wypuszczając z płuc całe zmagazynowane powietrze.
Pazury Shatarai zaczęły się zaostrzać w czasie, w którym Growlithe wsparł się na łokciu i wsunął palce we włosy, by dotknąć dłonią obolałej czaszki. Wzrok machinalnie wlepił w Shiona.
Sekunda. Dwie.
Pulsowanie w skroni zakłuło, gdy warknął wściekle.
Jak śmiesz...
Shion jak na komendę poderwał się na równe nogi, przeskoczył przez niego i zapewne był bardzo zaskoczony, gdy coś niespodziewanie chwyciło go za kostkę i szarpnęło nią do tyłu, by ponownie przywitał podłogę z rozłożonymi ramionami. Instynkt pchnął Growlithe'a do przodu, wybił się więc wolną ręką, a potem wbił kolano prosto w lędźwie Shiona. Drugie stuknęło po jego boku, zaraz po tym Opętany mógł usłyszeć cichsze nieco buchnięcie, gdy dłoń białowłosego wylądowała tuż obok jego głowy. Palce wolnej ręki wsunęły się ponownie w jego kosmyki, lekko je mierzwiąc tylko po to, by zaraz chwycić za nie, szarpnąć do góry i... Growlithe powoli zrezygnował z tego aktu, choć dłoń nadal drżała z ekscytacji.
Shatarai prychnęła. Wtedy zrozumiał, że to nie kwestia ekscytacji, tylko zimna.
- Może teraz pogramy na moich zasadach? - Powoli zsunął ciążące na plecach dzieciaka kolano na ziemię, dając mu możliwość zaczerpnięcia głębszego wdechu. Na moment, bo zaraz potem drobne ciało Opętanego zostało siłą przewrócone na plecy. Growlithe wsunął dłonie na jego nadgarstki, wbił je w ziemię i zawisł tuż nad twarzą Shiona. Mimo pytania sprzed chwili, na jego twarzy nie było już żadnego rozbawienia. - Spójrz mi w oczy, Shion i poszczekaj jeszcze trochę. Będę mieć więcej argumentów, żeby odgryźć ci język z tej niewyparzonej gęby.

Shion:
Zduszony jęk towarzyszył hukowi, kiedy drobne ciało ponownie łupnęło o ziemię. Wraz z uderzeniem, chłopak kłapnął boleśnie swoimi ustami, uderzając zębami o zęby, przez krótką chwilę mając wrażenie, że wybije sobie zęby. Pierwszym, zupełnie naturalnym odruchem była chęć kopnięcia swojego oponenta, by móc wyswobodzić się z palącego jego skórę dotyku.  Jednakże nim jego stopa zdołała dosięgnąć ciała wyższego wymordowango, sam Shion znalazł się w potrzasku, niczym dzika bestia, która nie może uwolnić się od swojego prześladującego Łowcy.
- Złaź ze mnie grubasie. – jęknął próbując wyrwać się spod ciała jasnowłosego. Ale zamiast ulgi, poczuł przeszywający ból promieniujący na całe plecy. Z gardła chłopaka wyrwał się zduszony jęk i machnął mocniej , chcąc w jakikolwiek sposób przywalić wymordowanemu. Nawet był moment, kiedy jego małe, acz ostre kiełki śmignęły tuż przy skórze ręki znajdującej się przy jego głowie, aczkolwiek Growlithe niemalże w ostatniej zapobiegł temu łapiąc za rude kosmyki i jednocześnie odciągnął go od swojej części ciała, pozostawiając po sobie wspomnienie ciepłego oddechu.
- Nie będ—ZOS—CHOLERA! – jęknął głośniej dzieciak, kiedy znalazł się pod Growem na plecach, niemalże twarzą w twarz. Chłopak warknął cicho, choć nie było w tym ani krzty pewności siebie. Szarpnął się mocno, na moment wyginając ciało lekko w łuk, ale żelazny uścisk mężczyzny był na tyle mocny, że szorstkie dłonie nawet nie drgnęły, gdy Kundel aktualnie toczył małą walkę o wolność.
- Idź sobie sam się zabawić, skoro tak lubisz. – usta chłopaka wykrzywiły się w mało przyjemnym grymasie, który towarzyszył w kolejnej próbie szarpnięcia.
Ale w końcu i on zrezygnował, spoglądając na Growa, zdawać się mogło, zaskakująco spokoju.
- Goń się. Idź sprawdzić czy nie a ciebie na korytarzu. – mruknął prowokująco i zaczepliwie. Bo przecież prowokacja dzikiego zwierzaka była taka  mądra i inteligentna.
- Chyba bardzo lubisz macać młodszych od sobie, co nie? – kolejne nieprzyjemne warknięcie, kiedy brązowe oczy przeleciały po twarzy mężczyzny, zahaczając niemalże o każdy jej aspekt.
- Jaki jest twój problem? To były tylko żarty. ŻARTY. Poczucia humoru to ty nie masz. – dodał i ściągnął usta w wąską linię, co zdecydowanie nie poprawiło jego naburmuszonego wyrazu twarzy.
A nie też z pewnością nie pomoże wykaraskać ze zbliżających kłopotów.
- Pożałujesz, jak mnie nie puścisz zaraz. Zobaczysz.
Ale czcze gadanie w tym momencie na nic się nie zdawało. Shion zdawał sobie sprawę, że musi działać. Bez znaczenia co to miało oznaczać.
Nim ostatnie słowo utknęło w jego gardle, poleciały kolejne.
- Ugryzę cię. Obiecuję. Będzie bolało. Dlatego puść mnie i zajmij się swoimi sprawami. – syknął, kiedy noga wystrzeliła w podbrzusze Growa i lekko kopnęła go. Na tyle, żeby nie odczuł większego bólu, ale mocne na tyle, żeby spróbować odepchnąć go od siebie, potem wyślizgnąć się i uciec.
To był dobry pan.
Szkoda, że chowy.

Growlithe:
Brwi mu drgnęły, gdy Shion wreszcie się uspokoił. Zmarszczył je zaraz i skrzywił usta, słysząc kolejne słowa uwięzionego w potrzasku podopiecznego. Z tylnej kieszeni starszego wymordowanego dało się słyszeć uporczywy dźwięk wibracji, na którego - w pierwszym odruchu - Growlithe chciał puścić rudzielca i sięgnąć po telefon, by odtworzyć wiadomość.
Col-
Reszta myśli ścięła się i roztrzaskała w miejscu, gdzie Shion z impetem uderzył go w brzuch. Palce automatycznie rozluźniły nieco chwyt, a sam białowłosy poczuł tylko, jak szczupłe nadgarstki wyślizgują mu się spod dłoni. Nie próbował go już złapać. Nie był typem, który wiecznie będzie użerać się ze swoimi sługami, którzy parę dni temu przyklejali czoło do podłogi obiecując mu wierność i posłuszeństwo.
Opadł tylko ciężko na ziemię, przesuwając ręką po brudnym kolanie. Shion zapewne zdążył się pozbierać na równe nogi i skoczyć ku wyjściu, ale wystarczyły dwa kroki w stronę wolności, a poczuł mocny, arktyczny powiew, który szarpnął jego włosami i ubraniami, kończąc się w chwili trzaśnięcia drzwiami. Huknięcie zatrzęsło drewnem, prędko przygniecionym przez znajomą Opętanego.
Była roślejsza niż wcześniej, jakby ktoś chwycił ją po obu stronach i po prostu rozciągnął. Jej długi ogon, przy lekkim poruszeniu, przemknął po suficie, zrzucając z niego ziarna ziemi. Wadera warknęła, zatrzaskując zęby w warkocie tuż przy udzie Shiona, ale nie dotknęła go. Szponiaste kły pokryte czernią ledwo otarły się o materiał jego spodni. Suka zostawiła po sobie tylko wspomnienie gorącego oddechu, a potem spojrzała na niego z góry, wykrzywiając pysk w ludzkim uśmiechu.
Uśmiechnęła się w tym samym momencie, w którym zrobił to Growlithe.
W porównaniu do niej było to jednak coś innego. O ile Shatarai najchętniej rozwarłaby paszczę i ujęła w zęby głowę młodego Shiona, tak grymas, który osiadł na ustach Wilczura wydawał się zwyczajnie rozbawiony w ten najbardziej niegroźny sposób. Oparł łokieć o skrzynię i odpisał na SMS-a, najwidoczniej łudząc się, że zasięg nagle nie skopie go po jajach i nie skoczy z jednej kreski na zero.
Wsunął telefon do kieszeni i podparł zadrapany policzek o rękę, której łokieć wcześniej zahaczył o skrzynię. Wlepił dwukolorowe spojrzenie w Shiona i zlustrował go od starych, poprzecieranych trampek, poprzez za duże spodnie, które tylko cudem nie zsunęły mu się z bioder w trakcie szarpaniny, szary skrawek wystającej koszulki, bluzę i w końcu piegowaty profil, na którym się zatrzymał. Widział kątem oka, jak Shatarai unosi swoją łapę i powoli kładzie ją milimetr dalej, jakby chciała oszukać nawet swojego właściciela, że wcale nie zależy jej na tym, by znaleźć się bliżej Shiona.
- Jesteś tchórzem - wymruczał niczym potulny kociak, znów przybierając lekki, swobodny ton. Nawet mina dostosowała się do głosu, przybierając mniej wyzywający, wściekły wyraz. - Jesteś słaby. Nie znasz wielu rzeczy. Nie umiesz nawet czytać. I nie masz silnego ciała.
Growlithe niespiesznie podniósł się z ziemi. Oparł mocniej łokieć na drewnie ciężkiej skrzyni i podniósł się na nogi, by wreszcie spojrzeć na Shiona z góry.
- Ty również wiesz, że słowa byłego Kota nic nie znaczą, a mimo tego obiecywałeś mi dozgonną lojalność. Ugięcie karku tylko przede mną. Służenie mnie, wyłącznie mnie, nikomu innemu. Że będziesz posłuszny i na każde skinienie.
HUK!
Pięść Growlithe'a trzasnęła o stojący obok mebel, który pchnął gitarę i posłał ją na podłogę.
Shatarai nie czekała.
Wyciągnęła szyję i kłapnęła zębiskami. Złapała za kaptur i szarpnęła, by zaraz wypuścić go i złapać za pewniejszy materiał - tym razem zagryzając kły również na ramiączku bokserki. Rozległ się cichy dźwięk dartego materiału, na który Growlithe się skrzywił.
- Lubiłem tę bluzę. - Cmoknął i zrobił krok do przodu. Gdzieś bardzo cicho komórka znów odezwała się, by poinformować o wiadomości. Złapał się na tym, że myśli automatycznie skoczyły do Colina i powrócenie do rzeczywistości kosztowało go więcej, niż początkowo przypuszczał. Spoważniał, znalazłszy się wystarczająco blisko Shiona, gdy Shatarai znów wydała z siebie nutę łamanego drewna i targnęła dzieciakiem, zmuszając go do postąpienia paru kroków naprzód. Opętany mógł poczuć, jak w rękaw bluzy zaczyna wsiąkać czarna ślina bestii.
Bzz. Bzzzz.
Growlithe odpiął guzik rękawa kurtki i podwinął go nieco, by zaraz podnieść nietknięty przez rany nadgarstek na wysokość brody Shiona. Tak blisko, że lekkie poruszenie ustami skutkowałoby dotknięciem jego ręki.
- Gryź. Pokaż, kto tu rządzi.
Spojrzenie Growlithe'a zrobiło się cięższe. Wyczuwalnie na tyle, by niejeden poczuł się przyszpilany do podłogi, jakby coś o wielkiej wadze osiadło mu na ramionach.

Shion:
Słyszysz?
To odgłos trzaskanych nadziei na ucieczkę.
Momentalnie zrobił krok w tył, kiedy poczuł chłód. Cholernie znajomy chłód, a jednocześnie tak bardzo znienawidzony. Na piegowatej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, który bardzo szybko przerodził się w wręcz nieme błaganie skierowane wprost w stronę jasnowłosego. Żeby ją zabrał.
Ale Growlithe nie patrzył, zajęty pisaniem na telefonie.
Wzrok chłopaka skupił się na ciemnej bestii przed nim, czując, jak jego własne nogi odmawiają posłuszeństwa, drżąc niczym galaretka. Że też ze wszystkich potworów akurat ona musiała się tutaj znaleźć. Bał się jej jak niczego innego w świecie. Chyba tylko Wilczur wzbudzał w nim większy strach oraz respekt. Dzieciak poruszył ledwo widocznie swoimi wargami, ponownie przenosząc spojrzenie na mężczyznę, w tym samym momencie, kiedy dwukolorowe tęczówki spoczęły na nim.
- Growllithe… - zaczął cicho, ledwo słyszalnie, jednakże jego własny głos zdradziwszy jego strach ugrzązł gdzieś głęboko w gardle.
„Jesteś tchórzem”
Jak na zawołanie spuścił głowę, zaciskając mocno swoje drobne dłonie na skrawku za dużej bluzy. Czuł się, jakby Grow słowami wbijał w jego czaszkę bolesne, długie szpikulce, drążąc nimi w jego mózgu, wyciągając na wierzch coraz to kolejne słabości.
Przecież doskonale o tym wiedział. Nie musiał tego mówić na głos. Znał swoją własną wartość, która równała się zeru. Shion miał kompleksy na swoim punkcie. Było tak, jak mówił mężczyzna. Nic nie potrafił. Zupełnie niczym nie wyróżniał się ponad innych i niczym szczególnym nie przysłużył się, ani też zapewne nie przysłuży DOGS.
- Bezwartościowy. – mruknął cicho, bez większego wyjaśnienia, ale wyraźnie określając samego siebie. Na piegowatej twarzy pojawiła się dziwna emocja, którą ciężko było zaklasyfikować. Ani to smutek, ani rozgoryczenie. Raczej poczucie gorzkości wywołanej słowami Wilczura.
- Przecież ci służę! – powiedział z o wiele donośniejszym tonem, niż parę chwil temu. – Nie kwestionuję twoich rozkazów! – dodał i spojrzał na niego gniewnie. W tej samej chwili, w której mężczyzna uderzył mebel. A bestia zaatakowała.
Cofnął się gwałtownie, szarpiąc ubraniem, chcąc uciec od potwora, ale szczęki mary były o wiele mocniejsze, niż marne resztki siły chłopaka.
- Zabierz ją! – warknął, choć ton głosu był raczej drżący i pełny strachu ora obawy. Materiał puścił, a chłopak oczami wyobraźni już widział siebie rozdartego na dwie części, broczącego we własnych wymiocinach i krwi. Drobne dłonie oparły się na przeraźliwym łbie, próbując w desperacki akcie odepchnąć ją do tyłu. Ale ona nie ruszyła się nawet o milimetr.
Ale Shion tak, kiedy nim szarpała.
Znalazł się niebezpiecznie blisko Growlithe, czując, że jest osaczony. Z jednej strony potwór, z drugiej strony bestia. Dolna warga chłopaka lekko zadrżała, szybko jednak przełknął strach, chcąc stanąć dumnie przez jasnowłosym, by nie okazać mu swojej słabości, które i tak zostały przed nim już wystarczająco obnażone. Jak na zwolnionym filmie przyglądał się mężczyźnie, który przysunął swoje przedramię do jego twarzy.
Kusiło.
Cholernie kusiło, by obnażyć swoje małe kiełki i zatopić je w skórze mężczyzny. By go zranić. Zadać mu ból. Skoro słowami nie mógł, to chociaż fizyczny.
„… kto tu rządzi”.
Nie potrafił. Coś go hamowało i blokowało. Jakby jakieś niewidzialne dłonie zaciskały się dookoła jego szyi, zawiązując na niej wyimaginowaną obrożę, ciągnąc go w dół, na podłogę, by ugiął jeszcze bardziej swojego karku. Uniósł swoje spojrzenie, ale bardzo szybko spuścił wzrok, czując coś dziwnego w stosunku do niego.
To był respekt, do którego bał się przyznać na głos.
„Ty, kretynie. Przecież wiesz.”
Uniósł drżące dłonie i zacisnął je na nadgarstku mężczyzny, przysuwając do skóry swoje wargi, które już po chwili uchylił, jakby miał się zaraz wgryźć. Ale zamiast tego, głaszcząc go swoim nieco przerywanym oddechem, przesunął je tuż do dłoni Growa i przekręcił tak, by usta znalazły się przy czerwonych od uderzenia knykciach. Musnął je swoimi wargami i po chwili wysunął koniuszek języka, którym zaczął łagodzić uczucie pieczenia. Jak potulny szczeniak albo kociak, który wiedział, że zrobił coś złego i próbuje ugłaskać swojego właściciela. Trwało to zaledwie parę chwil, gdy swoje działanie zakończył krótkim muśnięciem wargami i lekkim, dość niepewnym pocałunkiem.
- Ty tu rządzisz. – powiedział cicho skruszonym głosem, z pewnością kładąc po sobie uszy, gdyby tylko mógł. – Nie chciałem Cię uderzyć.

Growlithe:
Przyglądał mu się uważnie w ten najbardziej drastyczny sposób - bez cienia jakiegokolwiek zakazu, bez groźby w błyszczących od dogorywającej w rogu świecy oczach. Jakby po ugryzieniu wcale nie miał być zły i to najbardziej zaginało rzeczywistość. Ktoś, kto od wieków wydawał rozkazy bez konieczności wypowiadania ich na głos, teraz prezentował się, jakby wcale mu nie zależało. Nie napinał mięśni, nie marszczył brwi, nie zaciskał ust. Stał zwyczajnie z uniesionym ramieniem, z nadgarstkiem muskanym oddechem Shiona, który musiał być teraz w rozbiciu.
Growlithe nie zmienił swojej pozycji nawet wtedy, gdy drżące palce oplotły jego przegub, a usta Opętanego rozchyliły się, ukazując ostre kiełki. Był przygotowany na ugryzienie równie dobrze, jak na to, co stałoby się chwilę później. Wolna, luźno zwisająca u boku ręka poruszyła się, przyszykowana do zadania ciosu, od którego ból zębów stałby się nieznośny. Zamiast tego palce drgnęły tylko, tak samo jak brwi starszego wymordowanego, który ściągnął je lekko ku sobie. Przez twarz, jak duch, przemknął grymas obrzydzenia. Ledwo musnął jego oblicze i umknął gdzieś daleko, pozwalając, by maska beznamiętności ponownie przysłoniła wewnętrzne myśli.
W głowie mu zahuczało.
Za Shionem rozległo się ciche strzyknięcie, gdy lewa łopatka Shatarai wybiła się nagle do góry, jakby spod skóry za moment miały wydostać się skrzydła. Wadera wydała z siebie gardłowy warkot: "jeszcze mnie popamiętasz! Nie dam się tak łatwo, JACE". Ale białowłosy nawet na nią nie patrzył. Taksował spojrzeniem piegowatą twarz niższego chłopaka, który kulił się przed nim, z niemalże nabożnością dotykając wargami zdartych knykci.
"Ty tu rządzisz."
Zmrużył nonszalancko ślepia. Najwidoczniej jego ego właśnie zostało dotknięte w kategorycznie zbyt pobłażliwym geście. Ugłaskane ledwie jednym przypadkiem, zamruczało, usypiając zgrabnym, płynnym ruchem falę irytacji, która dotychczas drapała ścianki umysłu Wilczura.
Choć na moment ucichły te piskliwe zgrzyty.
Zostały za to zastąpione czymś znacznie gorszym.
Shatarai warczała, drżąc na ciele. Growlithe spojrzał Shionowi w oczy, wyjmując dłoń z jego uścisku. Palce przeciągle przemknęły po ręce Opętanego i dopiero, gdy zerwał się kontakt fizyczny Wilczur szarpnął ramieniem i chwycił Shatarai za górną szczękę. Wbił paznokcie w jej podniebienie, aż wywaliła jęzor i wydała z siebie głośniejszy pomruk niezadowolenia.
W chwili, w której zatrzasnął jej pysk w uścisku, kły wilczycy w miejscu, w którym powinny przebić na wylot palce właściciela, zwyczajnie zniknęły, umniejszając się do wielkości naturalnych. Mimowolnie puściła ubranie i chciała się wyrwać. Targnęła łbem do tyłu, ale zamiast pociągnąć oprawcę ku sobie, sprawiając, że straciłby równowagę, poczuła się tak, jakby przywiązano jej pysk do grubego łańcucha, wmontowanego drugim końcem w tytanową, niemożliwą do przesunięcia ścianę. Mruknęła niezadowolona, zapierając się łapami i przemykając rozbieganym spojrzeniem po szarawej twarzy.
Pisnęła żałośnie, rozlatując się w pył. Pozostała po niej o wiele mniejsza forma - ta doskonale znana Shionowi. Smukły pysk, chuda postura, łeb sięgający do ramienia. Shatarai charknęła gardłowo, odchylając szpiczaste uszy do tyłu.
Growlithe zabrał rękę i przesunął nią po brudnej i tak koszulce.
- Znajdź Avery i przyprowadź ją do mnie. - Jego głos był zmęczony, jakby od paru dni mówił bezustannie. Mara nie była zadowolona z takiego obrotu spraw, ale rozkaz nadal był rozkazem, a przy trzeźwości umysłu, nie miała zbyt wiele do gadania. Ruszyła ku drzwiom i zatrzymała się tuż przy nich, zwracając łeb ku Growlithe'owi. Przystopował ją następnymi słowami:
- Odszukaj też torbę na festyn. I drugą, którą rano przygotowałem dla Colina.
Shatarai patrzyła na niego nieustannie, aż w końcu sam obrzucił ją zniecierpliwionym spojrzeniem. Dopiero wtedy ruszyła, dosłownie wbijając się w drzwi, ale nim uderzyłaby nosem w ich fakturę, rozmyła się, przemykając między szparami na korytarz jak czarny dym.
Zostali sami w ciemnościach nieco rozwianych tylko przez pojedynczą świecę. Growlithe w tym mdłym świetle wydawał się jeszcze bardziej chory. Potarł dłonią twarz i zmierzwił włosy palcami. Nadal czuł na skórze przerywany oddech Shiona.
- Pójdź po miskę wody - zwrócił się w przestrzeń, chwytając za kurtkę. Barki opadły mu, gdy zsuwał ją z ramion. Materiał odsłonił poprzecierane ręce, nim upadł na ziemię w kącie. Nacisnął butem na tył drugiego buta. - I coś do umycia się. Później znajdź coś dla siebie. Ah. - Podniósł na niego ostre spojrzenie. Wystawił dłoń. - Daj mi komórkę.
Powrót do góry Go down
https://testowexyz.forumpolish.com
Growlithe
WILCZUR | POZIOM E

Growlithe

Liczba postów : 178
Join date : 16/12/2013

x fabuła Grow x Shion [komórka] Empty
PisanieTemat: Re: x fabuła Grow x Shion [komórka]   x fabuła Grow x Shion [komórka] EmptyPią Lip 24, 2015 11:50 pm

Shion:
Nie odepchnął go, chociaż tego właśnie się spodziewał. Tak samo jak i uderzenia czy też nieprzyjemnego komentarza, który prześlizgnąłby się chłodem wzdłuż jego kręgosłupa, ciągnąc za sobą okropne dreszcze strachu i odrzucenia. Ale mimo to stał nieruchomo, pozwalając na ten krótki, nieporadny i być może na swój sposób żałosny – kajający się gest pełen przeprosin. Nie lubił Growa. Nie przepadał za nim. Ale jednocześnie czuł wewnętrzny pociąg w jego stronę, bynajmniej nie erotyczny, po prostu… jakaś dziwna siła nakazywała mu uginać karku przed nim za każdym razem, kiedy zrobił coś nieodpowiedniego. Jak pies, który zaszczekał na swojego pana, by chwilę później skulić uszy i ogon, łasząc się i odkrywając swój brzuch przed nim. Byle tylko jego złość minęła. Chociaż wiedział, że prędzej czy później znowu wyjdzie z niego niesforność.
Nie spoglądał na niego, nie mając odwagi. Nie w tym momencie. Do ostatniej chwili jego opuszki muskały poprzecinaną licznymi bliznami dłoń, aż wreszcie Growlithe zerwał kontakt fizyczny pomiędzy nimi. Dopiero teraz uniósł głowę chcąc wybadać nastrój oraz wyraz twarzy, jaki gościł u jasnowłosego. Ale nie zdążył, kiedy jego dłoń śmignęły tuż obok jego głowy. Jak na zawołanie chłopak odwrócił się na pięcie i spojrzał zaskoczony na to, co Wilczur wyczyniał z bestią, która mogłaby zgnieść Shiona jedną łapą. Jak oczarowany obserwował każdy jego ruch, jak z zadziwiającą łatwością sprowadza ją do parteru.
Niesamowity….
Oczy rozszerzyły się nieco bardziej.
Jest niesamowity….
Spojrzał na niego równie gwałtownie, co odwrócił się do tyłu i chyba pierwszy raz spoglądał na niego z tak szczerym uwielbieniem i podziwem, jaki zagościł w jego brązowych oczach. Może i usta nie były w stanie uformować się w odpowiednie zdania, o słowach nie wspominając, ale oczy oraz twarz wyrażały w tym momencie o wiele więcej i dosadniej.
Stał tak jeszcze przez parę sekund, kiedy w końcu na jego twarzy pojawiła się znowu beznamiętność, gdy Grow rozkazywał swojej bestii. Sam najchętniej udałby się tuż zaraz za nią, albo tak samo rozmył się zamieniając w ciemną mgłę albo dym, znikając z pola widzenia Growa. Jakoś perspektywa zostania z nim sam na sam nie napawała zbytnim optymizmem.
Ciszę przerwał bezpośredni rozkaz kierujący w jego stronę. Drgnął niespokojnie w pierwszej chwili, ale szybko się ogarnął, kiedy słowa nie wydawały się czymś złym. Miska z wodą i coś do mycia. Właściwie błahostka. A i przynajmniej nie będzie musiał siedzieć z nim sam na sam. Odwrócił się i skierował w stronę drzwi, ale wtedy…
- Nie! – wydał z siebie jedno, krótkie słowo. Nie mógł mu oddać swojego telefonu. Nie jemu…. Pewnie mu zabierze, albo zniszczy. Albo zacznie go przeglądać i wtedy się zorientuje…
Serce chłopaka mimowolnie ścisnęło się na samą myśl. Nie chciał, że akurat on dotykał jego telefonu. Była t najcenniejsza rzecz, w jakiej aktualnie był posiadaniu. Nie licząc nieśmiertelników.
- Po co Ci? – zapytał nieco naburmuszonym tonem, ale zdał sobie sprawę, że takie buntowanie się nic dobrego mu nie przyniesie. W końcu Growlithe przewyższał go siłą i mógł z łatwością odebrać mu telefon, jeśli tylko tego chciałby. Koniec końców, niepewnie podszedł do jasnowłosego i oddał mu swoją rzecz, choć z wyraźnym ociąganiem się położył go na jego dłoni.
Może tylko chce skasować swój numer telefonu… przemknęło mu przez umysł.
Oddał w końcu telefon i wycofał się, wreszcie opuszczając pomieszczenie.
Nie było go może z piętnaście, góra dwadzieścia minut, kiedy wreszcie powrócił. Przez drobne ramiona miał przewieszony ręcznik, a w dłoniach trzymał miskę z nadzwyczajną uwagą, żeby nie wylać wody, choć i tak parę kropel uciekło. Pchnął tyłkiem drzwi, by je otworzyć i sam wszedł do środka, z cichym sapnięciem kładąc miskę na podłogę, tuż obok mężczyzny i podał mu ręcznik, samemu odsuwając się do tyłu i oparł o ścianę. Ale nie trwało to zbyt długo, kiedy targany instynktem dopadł do Growa i wyrwał ręcznik z jego dłoni.
- Pozwól, że… umyję Ci plecy. – powiedział cicho I nie czekając na słowa zgody, pochylił się namaczając ręcznik i przesunął powoli po ramionach i plecach Growa, mocząc je.
- Możesz usiąść?


Growlithe:
"Nie!"
- Shion - zaczął rozdrażniony, przykładając palce do pulsującej skroni. Mary wrzeszczały. - Nie denerwuj mnie.
Nie był dziś w nastroju. Od samego rana wszystko go szczuło, jakby powiedzenie z wstaniem lewą nogą nabrało prawdziwości. Coraz więcej niepewnych interesów, podejrzanych typów, którym powinien ufać, jeśli dalej chciał ciągnąć swoje sprawy. Coraz mniej ludzi, których znał, kojarzył i którym był w stanie powiedzieć: "w porządku, chroń moje tyły". Teraz życie próbowało go przerżnąć praktycznie na każdym kroku. Zniknięcie Nyanmaru, Social, później paru Psów, które wsiąkły jak w kamforę. Pewnego dnia wyszli tak samo zmobilizowani do zadań, jak zawsze, by nie wrócić już nigdy. Napady na siedzibę i coraz śmielsze ruchy Cronusa. Nadal miał też złe przeczucia co do Kościoła Nowej Wiary, bo - na dobrą sprawę - nic o nich nie wiedział, a to kładło na jego karku dodatkowy ciężar.
Dlatego użeranie się ze smarkaczem nie było czymś, co w tym momencie było mu na rękę.
"Po co ci?"
Odsunął rękę od twarzy i spojrzał na niego wzrokiem, przy którym nie trzeba było słów: "masz dwie sekundy". Shion albo to odczytał, albo miał szczęście, bo nagle ruszył w jego stronę i z niechęcią oddał jeden z niewielu przedmiotów, który był w pełni jego. Growlithe wyszarpał telefon i wyrzucił go z pokoju, siadając ciężko na skrzyni. Deski skrzypnęły, a on sam oparł się głowę o ścianę, wypuszczając powietrze przez zaciśnięte zęby.
Chyba naprawdę powinien przejść się do Ourella.
Bzz... bzzzzzzzz...
To go wyrwało z letargu. Uchylił powieki (nawet nie zauważył, kiedy je przymknął), podniósł rękę z wciąż ściskanym aparatem Shiona i odszukał swój numer.

SKASOWAĆ?
⇒ TAK
NIE


Przez moment przyglądał się w milczeniu słowom, aż w końcu wcisnął "tak" i rzucił komórkę na ziemię. Szurnęła po podłożu i zatrzymała się w kącie, który upodobał sobie Shion. Trzeba będzie mu w końcu załatwić jakiś koc i inne szmaty, żeby miał na czym spać i nie musiał kraść mu więcej ubrań.
Heine otarł się o jego ramię, pozostawiając na nim gęsią skórkę. Fakt. Musiał wziąć się w garść. Sięgnął więc ponownie po swój telefon - "I co? Wygrałeś z mopsem?" - i naprędce odpisał Colinowi, ucinając temat, jakby było to coś szczególnego, w co dopiero poznany chłopak nie powinien w ogóle wściubiać nosa. Dopiero, gdy na ekranie pojawiła się chwilowa wiadomość, że SMS został wysłany, żołądek Growlithe'a się skurczył.
Heine zamruczał gardłowo, ocierając się o niego tak namolnie, że przemknął cały pod brodą Wilczura. Wpierw przesunął się łbem, potem karkiem, grzbietem, na końcu musnął ogonem, dotykając też piegowatego policzka.
Coś tu było nie tak.
Nie umiał tylko sprecyzować, który element układanki prezentował się dobrze, jednak nie będąc na swoim miejscu.
Nagle drzwi skrzypnęły. Białowłosy podniósł głowę i skonfrontował się z radosnym spojrzeniem Avery. Suka szczeknęła wesoło, merdając ogonem z całych sił. Uśmiechnął się kwaśno, wystawiając do niej obie ręce, do których od razu podbiegła i wpakowała swój łeb pod nie. Domagała się pieszczot, ale gdy klepnął ją w bok i kazał usiąść, cofnęła się o parę kroków i przysiadła, cicho popiskując.
Shatarai zjawiła się chwilę później niosąc w pysku obie torby. Położyła je na ziemi tuż obok skrzyni z czymś, co Growlithe'owi przypominało delikatność. Wilczur podniósł się na nogi, zbliżył do niej i uderzył ją w bok szyi, a ona rozwiała się, jak targnięta nagłym podmuchem wiatru. Czarna sylwetka wadery zniknęła doszczętnie akurat wtedy, gdy drzwi ponownie uchyliły się i do pomieszczenia wszedł Shion. Growlithe zdjął z siebie czarną koszulkę i przewiesił ją na brzegu prowizorycznego łóżka. Przesunął palcami po brudnym od zakrzepłej krwi brzuchu. Podrapał paznokciem strup tuż nad linią paska, a potem odebrał od Shiona ręcznik, który... i tak prędko został wyszarpany z jego chwytu. Źrenice zwęziły się, a twarz stężała. Nawet usta już miały drgnąć w warknięciu, ale słowa Shiona wepchnęły je z powrotem do gardła.
"Możesz usiąść?"
Kucnął, by zaraz klapnąć na ziemi, przekręcając się do niego tyłem. Opadł jedną ze zgiętych w kolanie nóg na podłogę i wsunął obie dłonie do miski z wodą, by chlusnąć sobie zimnem prosto w twarz. Krople od razu wsiąknęły w grzywkę, a on sam z warknięciem odchylił głowę do tyłu. Wypuścił powietrze przez nos i uchylił powieki, kierując wzrok prosto w Shiona.
- Wyśpij się dzisiaj.
Bzzz. Bzzz.
- Z samego rana wyruszamy.
Powrót do góry Go down
https://testowexyz.forumpolish.com
Growlithe
WILCZUR | POZIOM E

Growlithe

Liczba postów : 178
Join date : 16/12/2013

x fabuła Grow x Shion [komórka] Empty
PisanieTemat: Re: x fabuła Grow x Shion [komórka]   x fabuła Grow x Shion [komórka] EmptySob Lip 25, 2015 11:26 pm

Shion:
“Hej, Shion. Umyj mi plecy.”
Czemu mam Ci je myć? Niech Łucja albo Klara się tym zajmą.
„Nie bądź taki zgryźliwy. Wolę, kiedy to ty mi je umyjesz. Masz delikatne dłonie. I lubię twój dotyk”
Chłopak zacisnął mocniej powieki, chcąc odpędzić bolesne, a jednocześnie kojące wspomnienie przeszłości. Musiał skupić się na chwili „tu i teraz”. Powoli rozluźnił swoje powieki i omiótł spojrzeniem szczupłe plecy Wilczura, zahaczając wzrokiem o każdą, nawet tą najdrobniejszą blizną, która przecinała jasną skórę. Jakby chciał je zapamiętać. Chciał je dotknąć i wyczuć po opuszkami palców. Nawet wyciągnął w jego stronę dłoń, ale momentalnie ją schował, kiedy jasnowłosy przechylił się w jego stronę. Dzieciak zamrugał kilkakrotnie, wyraźnie zaskoczony, nie do końca rozumiejąc o co chodzi Wilczurowi.
- Ale… ja też? Gdzie? – zapytał, jednakże nie czekał na odpowiedź, tylko podniósł się z ziemi I obszedł mężczyznę, stając przed nim. Pochylił się i zgarnął miskę z wodą, zabierając ze sobą, kiedy znowu ulokował się za nim, przysiadając na piętach. Wsunął dłonie w zimną wodę i nabrał jej stronę, a następnie rozlał przy samym karku Growa, pozwalając, by leniwe krople spływały pomiędzy jego łopatkami, obojczykami oraz po ramionach. Sięgnął po szarą kostkę zwykłego mydła i energicznie zaczął mydlić swoje dłonie, a kiedy uzyskał zadowalający efekt, w końcu zaczął namydlać ciało drugiego wymordowanego. Powoli, niespiesznie zaczynając od szyi i karku, zahaczając trochę niesfornie o przydługawe kosmyki włosów, schodząc niżej. Najpierw ramiona, aż po same łokcie potem boki, między łopatkami aż w końcu przesunął po jego krzyżu, zahaczając nieświadomie o brzeg jego spodni.
Kiedy wsunął dłonie w wodę, ta od razu zabarwiła się ciemniejszym kolorem od brudu i kurzu, który zgarnął z ciała mężczyzny. Nabrał wodę i zaczął zmywać mydło z jego ciała, a z każdym kolejnym ruchem odsłaniał kolejne blizny, o które zahaczał delikatnie paznokciami.
- Moja siostra bardzo często myła moje plecy.
Nic go to nie obchodzi. Trzymaj język za zębami i rób swoje.
- Twierdziła, że za pomocą dotyku można przynieść ulgę i po ciężkim dniu, pełnym pracy i wrażeń. Wystarczy wiedzieć jak dotykać i gdzie dotykać.
Połamie Ci ręce.
Drobne dłonie chłopaka przesunęły się na ramiona Growlitha i zacisnęły, przyciskając oba kciuki do jego karku, po czym zaczął ugniatać masując. Dotyk był zmienny. Raz mocniejszy, niemal bolesny, by chwilę później momentalnie łagodniał i łagodził obolałe miejsca. Masowanie ramion przeniosły się na spięte plecy, a w głowie powtarzał sobie krok po kroku, co ma robić i czego nauczyła go siostra.
- Gdybyś leżał, mógłbym zrobić to lepiej. – dodał podnosząc się z ziemi, przesuwając ręce na jego ramiona. Delikatnie przesunął palce do ich połowy, a następnie zacisnął na jego skórze opuszki, jednocześnie umieszczając kolano pomiędzy jego łopatki.
A potem szarpnął do siebie.
Raz, a porządnie w akompaniamencie strzelających kręgów i kości Growa, które powinny przynieść ze sobą ulgę i zrelaksowanie. Pozostał ostatni etap. Chłopak ponownie opadł na pięty, by chwilę później unieść się na swoich kolanach i nachylić w stronę karku Growa. Rude kosmyki prześlizgnęły się po mokrej skórze, omiatając ją ciepłym oddechem, kiedy nieco drżące usta złożyły na karku mokry pocałunek trwający zaledwie parę sekund. Odsunął się po chwili i podniósł, wycierając mokre ręce o swoje spodnie. Złapał za brzeg bluzy i przeciągnął ją przez głowę, ściągając z siebie i zostając w bokserce.
- Przepraszam, że wziąłem bez pytania, ale… było zimno. I nadal jest.
Skóra chłopaka pokryła się momentalnie gęsią skórką. Kiedy oddał bluzę, od razu skierował się do swojego żałosnego kącika, od razu podchwycając swój telefon i legł się na plecach, podciągając mocniej nogi pod siebie.
Powrót do góry Go down
https://testowexyz.forumpolish.com
Growlithe
WILCZUR | POZIOM E

Growlithe

Liczba postów : 178
Join date : 16/12/2013

x fabuła Grow x Shion [komórka] Empty
PisanieTemat: Re: x fabuła Grow x Shion [komórka]   x fabuła Grow x Shion [komórka] EmptyPon Lip 27, 2015 7:54 pm

Growlithe:
„Ale... ja też? Gdzie?”
Patrzył na niego uważnie, by zaraz odchylić głowę na bok, praktycznie dotykając uniesionego ramienia, a potem głowa opadła lekko do przodu, odsłaniając pogryziony kark. Właśnie. Gdzie ty chcesz wlec tego
... ŚMIECIA?
Warkot Shatarai był tak cichy, że można go pomylić z podmuchem wiatru. Dla Growlithe'a był jednak jak tępe ostrze sunące po skórze ─ nie robiło żadnej krzywdy, ale i tak miało się wrażenie, że za moment skóra rozstąpi się, odsłaniając czerwień mięśni.
Growlithe skrzywił się, kiedy zimna woda obmyła mu barki, ciągnąc za sobą masę brudu i ziemi.
Do miasta. ─ Kiedy już się odezwał i tak brzmiał, jakby był nieobecny. Avery poruszyła ogonem i schylając łeb przesunęła się o krok w stronę ich dwójki. ─ Ino w tym czasie zajmuje się Evendell. Ma rękę do dzieci. Parę tygodni temu Sam urodziła mu syna. ─ Przymknął powieki, przypominając sobie, jak niski, czarnowłosy chłopak praktycznie wybił mu w bark, tak mocno za niego szarpał, gdy Sana przyniosła mu do potrzymania jego „Ino Juniora I”.
„To będzie odważna bestia” ─ chwalił się wszystkim. „Po mamie?” ─ dogryzł mu Kaneko, przewracając oczami. Nigdy nie przepadał za dziećmi, ale dziś i tak zaoferował pomoc, gdy tylko usłyszał, że Ino ma umyć i ubrać Evendell. „Ja bym mu nie ufał ─ charczał pod nosem ─ wczoraj prawie wybił mi oko. Mydło w jego rękach też jest ciężką artylerią. Powinieneś go wysyłać na front, a nie do mycia, Grow.”
Powiedzmy, że ma.
Avery podeszła o jeszcze jeden tyci kroczek i położyła się, kładąc pysk między przednimi łapami. Parę błyszczących ślepi wlepiła z uwielbieniem w Shiona. Ogon nie przestawał jej chodzić.
Po tym zapanowała jednak masakryczna cisza. Pewnie taki stan rzeczy by się utrzymał, gdyby nie Shion, który w porównaniu do Growlithe'a, najwidoczniej nie był aż tak wyczerpany dzisiejszym dniem, by jednym, czego mógł sobie zażyczyć, to święty spokój.
„Moja siostra bardzo często myła moje plecy.”
Czyścioszek. Co ma piernik do wiatraka?
„Twierdziła, że za pomocą...”
Nie ruszył się, tępo wpatrując się w punkt przed sobą. Miał ochotę mu przerwać, ale żadne słowa nie wydostały się ze zdartego gardła. Otarły się tylko o ścianki, zmuszając białowłosego do lekkiego odchrząknięcia ─ nic poza tym. Mięśnie za to zareagowały za niego. Spiął się jeszcze bardziej, gdy drobne dłonie chłopca wsunęły się na posiniaczone ramiona, nieprzyzwyczajony do takiego typu gestów.
Shatarai warknęła, aż lodowaty podmuch padł na nagi tors Wilczura, wprawiając go w jeszcze większe rozdrażnienie. Co ten szczeniak sobie wyobraża? Po jakie licho pieprzy mu nad uchem o kimś, kto i tak pewnie od dawna żre gruz posłany do diabła? Growlithe podniósł rękę, chcąc nią strzepnąć palce Kundla, ale w tym samym czasie poczuł charakterystyczny ucisk, na który niemal automatycznie odpowiedział pomrukiem. Ze swojej perspektywy było to zduszone warknięcie w stylu: „nie pozwalaj sobie”. W rzeczywistości zmęczone mięśnie same zaprowadziły jego rękę z powrotem na ziemię tuż obok biodra, a powieki opadły na matowe spojrzenie.
Poddał się zabiegowi z rosnącym rozluźnieniem. Sam w to nie wierzył, ale gniew powoli był wytaczany przez spokój, który wpłynął nie tylko do jego mięśni, ale w ogóle wszędzie; do żył, z nich do wszystkich komórek i nerwów, aż wreszcie ciało posłusznie przestało się napinać, zdradzając jakiś rodzaj błogości.
STRZYK.
Mimowolnie zacisnął zęby, gdy nagły, ale sekundowy ból przeszył plecy, a potem rozgałęził się wzdłuż całej sylwetki, nie omijając żadnego skrawka. Growlithe wydał z siebie kolejny cichy pomruk, przechylając lekko głowę na bok.
Od razu ─ „lepiej” utknęło w myślach. Powieki uchyliły się, a usta zacisnęły. Poczuł na karku mokry, chwilowy pocałunek. Avery jak na zawołanie podniosła pysk, a potem wstała, kierując uszy ku Shionowi. Spojrzała na niego zaciekawiona, przekrzywiając łaciaty łeb.
CO ZA BEZCZELNOŚĆ.
Głos Shatarai był już głośniejszy. Wracały jej siły, które i tak były ignorowane przez Growlithe'a. Odebrał poszarpany przez waderę materiał i obrzucił sylwetkę Shiona wzrokiem.
Nie masz innych ubrań? ─ Kiwnął głową na niego, rzucając bluzę gdzieś na ziemię. Odwrócił się od Kundla, by dokończyć mycie twarzy, włosów i reszty ciała. Akurat namoczył ręcznik i dotknął nim nagiego uda, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
Wchodź, Rainbow!
Rainbow nacisnęła na klamkę i weszła do środka. Przez ramię przewieszony miała ręcznik. Pomachała do Shiona dłonią uzbrojoną w nożyczki.
Gotowy? ─ rzuciła, zwracając się już bezpośrednio do Growa.
Tylko założę jakieś czyste spodnie.
Jasne. ─ Dobermanka spojrzała ponownie na Shiona i posłała mu lekki uśmiech. ─ Co tam, mały? Grow, czemu on leży na ziemi? Poza tym w norach jest cholernie chłodno, a on...
Wiem. ─ Rozległ się dźwięk zapinanego rozporka. Białowłosy otaksował ją znużonym spojrzeniem kogoś, kto setny raz musi wysłuchiwać tego samego. Nie, żeby to mijało się z prawdą szerokim łukiem. ─ Posłałem już Kaneko po jakieś znośne ubrania. Nie będzie łaził w moich bluzach, Rai.
Bo? ─ Rainbow podniosła się z kucek. Właśnie poczochrała Shiona i teraz zwróciła się do Growa z nową mocą argumentów godnych matki. ─ Chyba zasługuje na trochę sympatii z twojej strony?
Palce Growlithe'a musnęły kark, gdy schylał się i sięgał po koszulkę. Kątem oka spojrzał na Opętanego, ale finalnie i tak wzrok skupił na twarzy Rainbow.
Potem go wymiziam. Zaczniesz wreszcie?
Dziewczyna westchnęła teatralnie, ale podeszła do Growlithe'a, który usiadł na brzegu skrzyni. Wpierw zarzuciła mu na barki przyniesiony ręcznik, a potem wspięła się na deski i kucnęła za nim, ujmując w dwa palce ─ wskazujący i środkowy ─ mokry kosmyk.
Kręcą ci się ─ parsknęła pod nosem, przystawiając ostrza do przydługich, białych włosów.
Growlithe odchylił głowę do tyłu i spojrzał na nią marudnie, wywołując cichy śmiech Dobermanki.
No już nic nie mówię. Zresztą, nie ruszaj się! Prawie ucięłam sobie palce! ─ Ostatnie słowa fuknęła z udawaną pretensją, ale gdy wreszcie się wyprostował zabrała się za podcinanie zdecydowanie zbyt zaniedbanych włosów. ─ Będzie o niebo lepiej, obiecuję. Pamiętasz moje początki? ─ Zaśmiała się lekko, wyrównując kolejne pasma. ─ Ścięłam Kaneko na grzybka, nie? Przez pół roku nie dawałeś mi dotykać swoich włosów. Ale lubię je. Szczególnie, jak są suche. Trochę przypominają futerko młodego kociaka, co? Hej, Shion? ─ Rainbow nie podniosła wzroku, ale Kundel mógł być pewien, że mówiła do niego. ─ Nie martw się. To było dobre parę lat temu. Nie zniszczę ci twoich ślicznych, rudych włosów!
Wilczur przymrużył nieco oczy.
Umyj się już.
Powrót do góry Go down
https://testowexyz.forumpolish.com
Growlithe
WILCZUR | POZIOM E

Growlithe

Liczba postów : 178
Join date : 16/12/2013

x fabuła Grow x Shion [komórka] Empty
PisanieTemat: Re: x fabuła Grow x Shion [komórka]   x fabuła Grow x Shion [komórka] EmptySob Sie 01, 2015 2:56 am

Shion:
02:55
”Do miasta”
Shion w życiu był tylko jeden, jedyny raz w mieście. I nie wspomina zbyt dobrze tego wydarzenia. To było wtedy, kiedy udali się na ratunek tej małej anielicy. Właściwie jego pierwszy wypad gdzieś w większej grupie Kundli, aczkolwiek w tamtym okresie jego przynależność do DOGS była nieco inna, niż teraz. Zamyślił się na drobny moment, uciekając myślami gdzieś daleko, zastanawiając się, po co mają się tam udać. Kolejna dywersja odbicia jakiegoś zakładnika? Nie, zdecydowanie odpadało, bo Wilczur zachowywał się zbyt spokojnie. Zapewne gdyby wojsko uprowadziło któregoś z Kundli, to nie siedzieliby sobie na spokojnie tak jak teraz, tylko już dawno obmyślali plan zemsty.
Trzeba przyznać, że rudowłosy odczuł swego rodzaju satysfakcję, kiedy wyczuł, że do tej pory napięte mięsnie jasnowłosego rozluźniają się pod jego dotykiem. Do tego stopnia, że wykrzywiona w grymasie niezadowolenia twarz wreszcie rozjaśniła się na krótką chwilę, wywołując na niej lekki uśmiech. Całe szczęście, że Wilczur nie miał oczu z tyłu głowy.
Mlasnął niezbyt uraczony pytaniem o zapasowe ubrania. Na jego usta cisnęła się mało przyjemna odpowiedź, która zapewne szybko zamazałaby czar wymasowania pleców drugiego wymordowanego. Oczywiście, że nie miał. Niby skąd? Jego dobytkiem było wszystko to, co miał na sobie. Koniec kropka.
Shion już rozchylał swoje usta, by coś powiedzieć, ale ciszę przerwało skrzypnięcie drzwi. Mimowolnie uniósł się nieco na łokciu, przyglądając się kolorowej dziewczynie. Rainbow. Lubił ją. Była jedną z nielicznych, które nie traktowały go tutaj jak intruza, a normalnego członka gangu. Zawsze uśmiechnięta i życzliwa, na co Shion starał się odpowiadać tym samym. Rudowłose oblicze momentalnie rozpromieniło się i szarpnął się do siadu, uważnie obserwując każdy jej ruch. Dotyk kobiety skutecznie wyciągnął z niego tą uroczą część chłopca, który mruknął coś pod nosem i spuścił głowę, by ukryć nieznośnego rumieńca, który wykwitł na jego policzku.
- Brzydzi się mnie. – odparł cicho, wsuwając swoje palce w rude kosmyki, kiedy kobieta w końcu odsunęła się od niego i podeszła do Growa. Nie zamierzał udawać przed nią, że dogaduje się ze swoim właścicielem ani też tego, że jest traktowany przez niego… normalnie. Co prawda mieszkał z nim dość krótki okres czasu, ale zdążył zauważyć, że Wilczur traktuje o wiele lepiej swoje psy, aniżeli jego. I chociaż czuł na to wewnętrzny żal, to jednak nie mógł mieć mu tego za złe.
W jego oczach wciąż jestem Kotem i nie zasłużyłem na choćby odrobinę sympatii.
Westchnął cicho pod nosem, podciągając niemalże pod samą brodę kolana i wsunął obie ręce między uda, chcąc ukryć przed dziewczyną swoje bandaże. Nie chciał, by zauważyła i zaczęła drążyć. Oczywiście, że zawsze mógł sprzedać jej jakąś tanią i nic niewartą bajeczkę o zranieniu czy po prostu zadrapaniu. Ale Rainbow była jedną z tych osób, których nie chciał okłamywać i przed którą odczuwał wstyd ze względu na swoją słabość.
Przyglądał się w ciszy jak kobieta sprawnie obcina włosy Wilczurowi, a kolejne jasne kosmyki i kłębki opadając na jego kolana oraz podłogę. Nie wiedzieć czemu, ale na temat ich miękkości miał ochotę podnieść się i podejść, zabierając jeden z kłębków dla siebie. Na pamiątkę, żeby móc się przekonać, czy aby na pewno są takie niesamowite, ja Rai mówiła. Dopiero w chwili, kiedy zwrócono się do niego bezpośrednio, zadarł głowę nieco wyżej.
- Mu i tak nic już nie pomoże. – mruknął złośliwie pod nosem, ale na tyle cicho, by kobieta go nie dosłyszała. Nie do końca.
- Hm? Mówiłeś coś? – zapytała odwracając głowę w bok.
- Nie, nic. – nie miał wyboru, jak się podnieść, mając szczerą nadzieję, że dziewczyna nie będzie drążyła tematu jego przedramion. Z cichym strzeleniem kości w kolanach podniósł się, czując, jak chłód momentalnie ogarnia jego ciało. Odwrócił się do nich tyłem i złapał za skrawek materiału bokserki, po czym jednym ruchem zdjął ją, odkładając gdzieś na bok. Próbując nie patrzeć w ich stronę, skierował swoje kroki w stronę miski z wodą, wyglądając przy tym jak biedne, wystraszone dziecko z prowincji Indii.
- Rany, Shion… – odezwała się Rainbow, przesuwając wzrokiem po drobnych siniakach na jasnej skórze rudowłosego. – Powiedz, że po prostu tyle się potykasz. – chłopak może świadomie, a może i nie, przesunął przez zaledwie parę sekund po Wilczurze, kiedy przykucnął przed miską.
TRZASK.
Uderzenie w ramię Growa padło niespodziewanie, kiedy Rainbow trzasnęła go.
- No wiesz co? Znęcać się nad dzieckiem? – prychnęła podnosząc się i spojrzała na niego z góry, kręcąc przy tym głową i cmoknęła rozczarowana.
- Shion, pomogę Ci. – mruknęła i wyminąwszy jasnowłosego, podeszła do chłopca, za którym przykucnęła, zsuwając ze swojego ramienia ręcznik. Zamoczyła go w zimnej wodzie i zaczęła obmywać delikatnie jego ciało.
- Pilnuj, żeby jadł coś więcej. Aktualnie mógłby robić za manekin na wydziale anatomii w szkole medycznej. Mogę ze spokojem policzyć jego każde żebro. – fuknęła, gdy przesuwała delikatnie ręcznikiem po jego plecach, boku i ramionach. Palce wsunęły się w rude kosmyki i odgarnęła je nieco na bok.
- Potem Ci je przytnę. – rzuciła cicho, raptownie zaprzestając na krótką chwilę swoją czynność, gdy palce zahaczyły o wyraźnie krzywą i odstającą bliznę na boku chłopaka. Nie pytała jednak o nic więcej, szanując jego prywatność.
Kiedy już go wytarła objęła swoimi ramionami i przyciągnęła do siebie, oddając trochę swojego ciepła.
- A jak będzie Ci źle, zawsze możesz przyjść do mnie. – dodała wesoło opierając brodę o rudy czubek jego głowy.
- [color=#4D2F24]Mogę dzisiaj?[/b]
- Oczywiście. Tylko mam jeden materac. – to był ten moment, kiedy brązowe spojrzenie padło na Growlithe’a, a złośliwe kurwiki zatańczyły swój wesoły taniec satysfakcji, przyozdabiając jego usta krzywym uśmieszkiem.
- Nie przeszkadza mi to. – mruknął cicho, opierając się bardziej plecami o dziewczynę. Wszystko było lepsze od spania na zimnej, surowej ziemi. W towarzystwie Wilczura.
Powrót do góry Go down
https://testowexyz.forumpolish.com
Growlithe
WILCZUR | POZIOM E

Growlithe

Liczba postów : 178
Join date : 16/12/2013

x fabuła Grow x Shion [komórka] Empty
PisanieTemat: Re: x fabuła Grow x Shion [komórka]   x fabuła Grow x Shion [komórka] EmptyNie Sie 02, 2015 5:23 pm

Growlithe:
Gdyby tylko wilk przejął jego ciało właśnie teraz czarne ucho by drgnęło wyłapując szept ruszający ustami Shiona. Nie poruszył się, jakby obeszło go to bez echa. Rainbow z gracją kotki przeszła pokój i siadła za nim, zabierając się do roboty. Wprawne ręce przeczesywały mokre kosmyki, łapały je i podcinały, skutecznie poprawiając fryzurę Wilczura. Włosy zdążyły urosnąć do tego stopnia, że przykryły praktycznie cały kark. Teraz poprzecinana bliznami szyja została odsłonięta.
„Brzydzi się mnie.”
Gardło przełknęło smak goryczy. Nawet gdyby chciał ukryć jakoś ponowną nić rozdrażnienia, nie był w stanie zasłonić wszystkiego przed Shatarai. Tylko jej tu brakowało. Pałętała się gdzieś z kąta do kąta i błyskała czarnymi ślepiami, by nagle szczeknąć i przypomnieć Growlithe'owi, że związał się ze Shionem silną wstęgą, której nie rozerwą żadne nożyce nienawiści.
Mogli się autentycznie nie znosić, ale zawarta umowa i tak ich przy sobie przytrzyma, skoro Wilczur nie miał najmniejszej ochoty rezygnować ze swoich przywilejów.
NIE ZŁOŚĆ SIĘ, SKARBIE.
Rainbow dotknęła zimnymi nożyczkami jego karku w chwili, gdy nos Shatarai przejechał po tym samym punkcie. Powieki Growa drgnęły.
Wybacz ─ mruknęła kojąco Dobermanka. ─ Lekko mi się omsknęły. Ale nie bolało?
Nie.
To faktycznie nie bolało. Bardziej to, co stało się jakiś czas później, gdy jej ręka, ta sama, która parę chwil wstecz gładziła jego włosy, teraz z rozmachem trzasnęła go w ramię. Bark mimowolnie podniósł się odrobinę, a on obrzucił ją pretensjonalnym wzrokiem. Żadne „o co ci chodzi, jasna cholera?” nie przeszło mu przez gardło. Nie musiało. Spojrzenie ześlizgnęło się, po drodze wyłapując błysk ze światła świecy i trafiło prosto na twarz Shiona.
Shatarai cmoknęła.
Jak na złość zrobiła to w tym samym momencie, co Rainbow.
Przyjrzał się smukłym nogom Dobermanki, która w aurze rozczarowania podeszła do chłopca. Wystarczyło głupie „pomogę ci”, by drgnął. Zdążył już zrzucić z siebie ręcznik i odgarnąć ścięte włosy razem z grudką ziemi gdzieś na bok, ale na sam mokry dźwięk zanurzanego w wodzie ręcznika, zacisnął zęby i odwrócił głowę na bok.
ZIGNORUJ TO.
NIE MOŻESZ TEGO TAK ZOSTAWIĆ!
NIE RÓB ZAMIESZANIA. TO NIC TAKIEGO. RAINBOW SIĘ TYLKO MARTWI. JEST MIŁA.
TO SUKA. JAK ZAWSZE PINDRZY SIĘ DO JAKIEGOŚ FRAJERA, ZAMIAST...
─ Ogon Shatarai zahaczył o łydkę Wilczura, nim wspięła się ponownie na skrzynię. Była wielka. Prawie się na niej nie mieściła. Przyłożyła pysk do nagiego ramienia Growlithe'a. ZAJĄĆ SIĘ TYM, DLA KTÓREGO TU PRZYSZŁA ─ szepnęła, nie otwierając pyska.
Białowłosy podniósł się na nogi i założył wciąż trzymaną w rękach koszulkę. Czarny materiał z rozbitą, rysunkową czaszką nachodził na napis zbyt mocno starty, by można go było odczytać.
„Mogę dzisiaj?”
Z palcami wsuniętymi w schnące, poskręcane, krótsze włosy przekierował uwagę na ich dwójkę. Spojrzał na Rainbow, która prędko odwzajemniła ten gest. W kolorowych tęczówkach dostrzegł mały, jasny błysk zaintrygowania.
Rai ─ zaczął, wysuwając rękę ze zmierzwionej czupryny. Mruknął coś pod nosem, co brzmiało jak przeklęcie bóstwa, a potem w ton wplotła się większa lekkość. ─ Po co macie się ściskać na tym małym materacu?
Rainbow lekko wzruszyła barkami.
Chciałabym spędzić jedną noc ze Shionem.
Ukłucie.
Shiva zarechotała pojawiając się znikąd.
Nie ma sprawy. I tak z rana idziemy wszyscy do M3. Śpij tutaj.
Znów ten błysk w tęczowych oczach. Wkradł się do jej wzroku sceptycyzm.
Tutaj? Grow, ja nie chcę ci... ─ urwała, nie wiedząc jak to załagodzić, by nie zabrzmiało zbyt ostro. Na szczęście wcale nie musiała. Growlithe ściągał już ze skrzyni dwa koce.
Spałabyś z Evendell. Będę spokojny.
Shion mógł poczuć, jak Rainbow podnosi głowę.
A ty?
Na ziemi.
No a Shion?
Nie zajmę całej podłogi, Rai.
No nie wiem. ─ Dziewczyna zaśmiała się lekko. Gdzieś w tle usłyszał dźwięk dzwoneczków. ─ Ostatnio nieźle ci się przytyło!
Sugerujesz, że jestem gruby? ─ Rzucił koce na podłoże i obdarował ją lekkim uśmiechem. Spomiędzy ust wychyliły się białe kły.
Skąd! Dobra. Dacie mi parę chwil? ─ Z widoczną niechęcią odkleiła się od chłopca. Poczochrała go wysłużoną przez polowania dłonią i podniosła się na nogi, otrzepując ubranie. ─ Sama wezmę kąpiel i przyniosę sobie ubrania na zmianę. Może pójdę zobaczyć, jak Ino radzi sobie z Evendell? O, przyniosę nam coś do żarcia od Matyldy, a potem... mh. Grow?
Białowłosy podniósł głowę i spojrzał na nią pytająco.
Pilnuj się. ─ Porozumiewawczo podniosła i opuściła brwi. Pomachała do Shiona ─ Pa, słodziaku! Zaraz wracam! ─ A potem wyszła, zabierając ze sobą cały hałas. Cisza jak ciężki koc osiadła na skrzyni, podłodze, meblach, rozrzuconych po ziemi kartkach, na Shionie i Growie. Dopiero po chwili Wilczur przekręcił głowę na bok, by spiorunować podopiecznego. Świeca zamigotała, gdy tnący wzrok padł na Kundla.
Nie pozwolę, byś spał z Rainbow. ─ Struny głosowe zadrżały od warkotu. ─ Jeśli będzie trzeba zaszyję ci tę niewyparzoną gębę, s ł o d z i a k u.
Avery przylgnęła bokiem do ściany, kierując uszy w dół. Wpatrywała się, jak bose stopy Growlithe'a pokonują kolejne centymetry, aż w końcu ten kucnął tuż przed Shionem. Otaczała go niewidzialna poświata rozdrażnienia, ponownie napinającego zmęczone mięśnie. Oparł kolano o ziemię i dotknął jego ciała. Położył spokojnie rękę na boku Kundla, zjechał nią na lędźwie i wsunął palce za materiał spodni, zahaczając tylko kciukiem o ich brzeg. Ciepły oddech padł na policzek i ucho Shiona, gdy Wilczur naparł mocniej na materiał, by wreszcie się go pozbyć.
Pospiesz się, jeśli nie chcesz tego robić przy Rainbow. ─ Materiał zatrzymał się na moment na wysokości kolan chłopca. Growlithe odsunął się, szarpnięciem pozbywając jego nóg okrycia. ─ A może ty naprawdę chcesz ją przelecieć? ─ warknął pod nosem, odrzucając spodnie na bok.


Ostatnio zmieniony przez Growlithe dnia Pon Sie 03, 2015 12:36 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
https://testowexyz.forumpolish.com
Growlithe
WILCZUR | POZIOM E

Growlithe

Liczba postów : 178
Join date : 16/12/2013

x fabuła Grow x Shion [komórka] Empty
PisanieTemat: Re: x fabuła Grow x Shion [komórka]   x fabuła Grow x Shion [komórka] EmptyPon Sie 03, 2015 12:28 am

Shion:
Dzieciak nawet nie spodziewał się i nie przypuszczał, jaką burzę może wywołać swoim zachowaniem. Dla niego to była świetna zabawa, móc nieco uprzykrzyć życie Wilczurowi, chociaż w ten sposób mu dokuczyć. Druga sprawa, że naprawdę lubił dziewczynę, przy której czuł się normalnie i jak ktoś, kogo się lubi i w pewien sposób szanuje. Właściwie w całym DOGS były takie tylko dwie osoby. Pierwszą z nich była oczywiście Rainbow, a drugą Matylda. Tylko one witały go ciepło i zawsze uśmiechały się w jego stronę, a on czuł, że należy do rodziny.
Przysłuchiwał się w milczeniu tej dziwnej wymianie zdań, a cały zamysł jasnowłosego niekoniecznie mu się podobał. Naprawdę chciał spędzić noc z Rainbow i bynajmniej nie pod względem erotycznym czy jakimś innym, ale po prostu wiedział, że u niej będzie miał ciszę i spokój. I nie będzie pod stałą obserwacją czujnego, przeszywającego na wskroś spojrzenia Wilczura, który potrafił wywołać w nim nieprzyjemną serię dreszczy. Ale jak widać, wszystko poszło się walić. Mimo wszystko powstrzymał się przed ciężkim westchnięciem pełnym rozczarowania oraz zawiedzenia. Siedział na dupie bez jakiekolwiek poruszenia, nawet po tym, jak dziewczyna wreszcie opuściła norę.
Wracaj szybko… przemknęło przez jego umysł.
Pierwsze drgnięcie nastąpiło w sekundzie, kiedy dwukolorowe spojrzenie padło na niego z taką siłą, jakby ktoś zdzielił go biczem. Instynktownie skulił się nieco, unosząc drobne ramiona wyżej, jakby spodziewał się, że sam wzrok Growlithe’a wymierzy mu zaraz siarczystego policzka za to, jak się zachowywał parę chwil temu. Kiedy starszy wymordowany ruszył w jego stronę, tyłek Shiona momentalnie przesunął się po chropowatej powierzchni, lecz nim zdążył zrobić cokolwiek, ten już był tuż przy nim.
- Nie zbli- – zdanie utonęło w warknięciu Growa, skutecznie zamykając jego usta. Wyglądał teraz przez krótką chwilę jak mały szczeniak, który wiedział, że nabroił i właśnie zbierał baty od właściciela. Brakowało jedynie położonych po sobie uszu oraz naburmuszonych policzków. Odwrócił wzrok w bok, jak zawsze w takich momentach uciekając, aniżeli skonfrontować się z twardym spojrzeniem Wilczura. Jakby wiedział, że od samego spoglądania mu w oczy może się złamać. Odchylił się parę centymetrów, gdy Grow kucnął przed nim, jednakże wciąż usilnie uciekając od tego, co było nieuchronne.
Kara.
Zadrżał, kiedy poczuł jego dotyk na sobie, a skóra w tym miejscu zapłonęła żywym ogniem. Chropowate palce kontrastowały z jego delikatną skórą, wywołując mieszane odczucia w chłopaku. Zagryzł na chwilę dolną wargę, a wolna dłoń delikatnie ułożyła się na nadgarstku mężczyzny, napierając na niego, by się odsunął.
- Nie dotykaj… – mruknął marudnie, jak małe dziecko, które było zmuszane do jedzenia, aczkolwiek pożywienie wyraźnie mu nie przypasowało.
- No zostaw. Nie rozbieraj mnie. – donośniejszy głos pełen zażenowania przeciął panującą dookoła ciszę, kiedy ciało mniejszego wymordowanego szarpnęło się, drugą ręką łapiąc za materiał z drugiej strony, chcąc w ten sposób powstrzymać przed pozbawieniem spodni. Aczkolwiek jak się można było spodziewać – końcowy efekt był taki, że Shion siedział z prawie gołą dupą. Ratowała go jedynie bielizna. Chłód ogarnął uda, które rudowłosy gwałtownie podciągnął pod siebie, chcąc zakryć się najskrupulatniej, jak tylko potrafił.
- Czemu to zrobiłeś? Czemu zawsze, jak mnie dotykasz to w sposób, w jaki nie chcę? – wydarł się na Wilczura, odsuwając od niego o kolejne centymetry.
- A może chcę, hm? Co, zazdrosny? Boisz się konkurencji? – drwiący uśmiech pojawił się na jego twarzy, ale szybko został starty przez zawstydzenie swoim aktualnym położeniem.
- Ona przynajmniej nie dotykałaby mnie w sposób, w jaki nie lubię! – dodał, jednocześnie napierając na ramię mężczyzny, by go odepchnąć od siebie, co dało mu możliwość zerwania się na nogi, przebiegnięcia połowy nory, by znaleźć schronienie obok Avery, do której przyległ, chowając swoje ciało przed oczami Wilczura.
Powrót do góry Go down
https://testowexyz.forumpolish.com
Growlithe
WILCZUR | POZIOM E

Growlithe

Liczba postów : 178
Join date : 16/12/2013

x fabuła Grow x Shion [komórka] Empty
PisanieTemat: Re: x fabuła Grow x Shion [komórka]   x fabuła Grow x Shion [komórka] EmptyPon Sie 03, 2015 2:01 am

Growlithe:
„... w sposób w jaki nie chcę?”
Dobitniej mógł mu to przekazać już tylko za pomocą drukowanych liter.
ŁAP GO! ─ wrzasnęła rozdzierająco Shatarai. Jej zwykle namiętny, kuszący głos, teraz zmienił się w mysi pisk, jakiego czuły zmysł słuchu nie mógł znieść. Rysowała szyby pazurami. ŁAP SKURWIELA! JEST.NA.WY.CIĄ.GNIĘ.CIE.DŁO.NI!
Ale ręka Growlithe'a tym razem pozostała nieruchoma. Lustrował niezmiennym spojrzeniem twarz wydzierającego się na niego Shiona, który wściekle toczył pianę z ust. Przypominał małe zwierzątko, któremu nadepnęło się na ogon. Całkowicie przypadkiem wywołało to wojnę i choć wydawało się, że z racji przewagi w każdym calu powinien wygrać Wilczur, tym razem nie stawiał żadnego oporu. Zaczął się akurat podnosić, gdy ręka Kundla pchnęła jego bark, zmuszając bosą stopę do przesunięcia się w tył, by złapać równowagę.
Poczuł znienawidzone uczucie zdenerwowania, które rwało jego żołądek na strzępy, jak zaraza przechodząc na kolejne organy. Płuca, serce ─ wyżerało wszystko, dotykając palącymi językami jego gardła. Przełknął powoli ślinę. Z pustynią w gardle poczuł kolejny policzek, który nawet nie miał miejsca.
„W jaki nie chcę!”
Nagle.
Usłyszał jeszcze tylko stłumiony huk i chluśnięcie. Dopiero po tym powoli zaczynała się do niego dobijać świadomość. Miska dotychczas pełna wody trzasnęła o ścianę niedaleko Shiona, odbiła się i upadła na ziemię, rozlewając na niej całą swoją zawartość. Brudna ciecz rozprysła się na powierzchni, skraplając Avery, rozrzucone na ziemi ubrania i zarysowane kartki. Brew Wilczura drgnęła, gdy położył nogę z powrotem na ziemi i przyłożył dłoń do policzka. Potarł ręką twarz, jakby tym gestem starał się zetrzeć maskę gniewu wykrzywiającą jego wargi w paskudnym grymasie pełnym obrzydzenia, rezygnacji i czegoś, czego sam do końca nie rozumiał. Jakby trzymał w ustach kwaśne cytryny.
Oczywiście, że się bał.
Nie był to typowy lęk, który podcina nogi i związuje ręce paraliżem, którego nie można się pozbyć, stojąc na środku torów i patrząc na nadjeżdżający ekspresem gwiżdżący pociąg. Daleko mu było do stanu, z którym nie potrafiłby sobie poradzić na co dzień. Prędzej przypominało to niezadowolenie dopełnione bezradnością.
A tego nie znosił jeszcze bardziej.
Avery zaskomlała przesuwając różowym jęzorem po nagim ramieniu Shiona w ramach wsparcia godnego ratowników z Majorki. Jej puszysty ogon przesunął się powoli po ziemi, gdy sama przekręcała łeb ku Growlithe'owi. Kita zamachała trochę szybciej w momencie, w którym padł na nią zmęczony wzrok właściciela.
CO, ZAZDROSNY? ─ Shiva powtórzyła dobrze znane mu słowa. Jak wypalony znak zachowały się w jego umyśle, dręcząc zmysły jak zgrubiała blizna. Niby nie boli, ale sama obecność defektu doprowadzała go szewskiej pasji.
Jak diabli.
Wadera uśmiechnęła się pod nosem i pokręciła łbem.
CHYBA NIE MA O CO?
Odgarnął włosy z czoła i ruszył ku porzuconym w rogu butom.
Nie oddam jej go.
Uśmiech został strącony z pyska Shivy, gdy przechylała łeb na bok.
GO?
Muszę stąd wyjść.
Shiva gwałtownie doskoczyła do niego, spoglądając z dołu na jego poszarzałą twarz.
NIEDOBRZE CI?
Parsknął nagle, wsuwając stopy w buty.
Wariuję.
Wkurwiasz mnie. ─ Żadna nowość, co? A jednak czuł się, jakby mówił mu to pierwszy raz. Jakby cokolwiek mówił pierwszy raz, bo w gardle miał garść żyletek. ─ Dasz się dotknąć komukolwiek, byleby nie był mną, hm? Każda jedna łajza będzie lepsza, jeśli nie ma moich rąk. ─ Pokręcił głową, jakby z niedowierzaniem, choć taki tok myślenia wcale nie był mu obcy. Wielu komentowało szorstkość jego dłoni, wielu nie znosiło dobrze kontaktu z nimi. Co wrażliwsze ciało wymagało szczególnej ostrożności, na którą nieczęsto się zmuszał. Jasne, że nie chodziło o dotyk sam w sobie, a o to, w jakiej formie to robił. Podskórnie prawdopodobnie zdawał sobie z tego sprawę. Najwidoczniej jednak tylko tak. ─ Zabawniej jest się pindrzyć do Rainbow, zamiast zapytać mnie wprost czy dam ci...
Reszta zdania utknęła mu na końcu języka. Prawie czuł smak tych słów, ale nagłe uderzenie w drewno skutecznie zasznurowało mu usta.
Grow, pomóż! ─ stęknęła nagle Rainbow z drugiej strony, napierając na drzwi i próbując je otworzyć łokciem. Wilczur w wymownym, wręcz namacalnie rozdrażnionym milczeniu nacisnął na klamkę i od razu przejął Evendell, jakby od lat ćwiczyli podobne sceny. Dziewczyna podała mu śpiącą dziewczynkę, a on od razu poczuł na ramionach niewielki ciężar jej ciała i wilgotne wciąż włosy, moczące mu rękaw koszulki. Cichutko oddychała. Chociaż ona była spokojna.
Rany! ─ Raibow przesunęła wierzchem dłoni po czole. Weszła do środka, jak do siebie, w drugiej ręce trzymając siatkę z kanapkami, które zapewne przygotowała dla nich Matylda. ─ Usnęła u Ino. Podobno nie chciał jej dotknąć, bo się bał, że ją połamie. Czy ty wszystkich musisz głodzić, do cholery? Tak, dobrze. Tylko, żeby się nie zbudziła ─ dodała prędko, patrząc, jak Growlithe kładzie anielicę na skrzyni. Chuda sylwetka zaraz została przysłonięta jednym z licznych koców. Rai cmoknęła z zadowoleniem. Na sam widok śpiącej Evendell jej twarz zyskała lekkich rumieńców. ─ Słodka, nie?
Cisza.
Dobermanka wzięła się pod boki i zerknęła wpierw na Shiona, potem na mokre kartki, podłogę i ścianę, a dopiero na końcu na Growlithe'a. Drobny uśmiech zdobiący jej usta zniknął jak z bicza trzasnął.
Co tu się stało?  
Shion ci chętnie opowie ─ charknął kwaśno, dotykając palcami pulsującej skroni. Nadal był wściekły. Nadal czuł rwanie wewnątrz. Nadal musiał stąd wyjść, jeśli na misce miało się skończyć przedstawienie.
A ty gdzie?
Wrócę rano.
Co tak... ─ Zamrugała nagle. ─ Coś pilnego?
Niecierpiącego zwłoki.
Szorstki ton wybił ją nieco z tropu. Nie spodziewając się takiej reakcji z jego strony, zacisnęła wargi w wąską linię i spuściła wzrok, jakby zrobiła coś, czego nikt nie powinien jej wybaczyć.
Zajmę się Shionem. I Evie.
Machnął jeszcze dłonią tuż nad linią swojego ramienia i zniknął z pomieszczenia. Avery w ostatniej chwili wyślizgnęła się Shionowi z uścisku i pędem wystrzeliła za białowłosym, uderzając w korytarz pojedynczym, ale głośnym szczeknięciem.

|| zt
Powrót do góry Go down
https://testowexyz.forumpolish.com
Growlithe
WILCZUR | POZIOM E

Growlithe

Liczba postów : 178
Join date : 16/12/2013

x fabuła Grow x Shion [komórka] Empty
PisanieTemat: Re: x fabuła Grow x Shion [komórka]   x fabuła Grow x Shion [komórka] EmptyCzw Wrz 03, 2015 10:41 pm

Nie dam nawet połowy monety więcej.
Starzec łypnął na srogim, wyłupiastym okiem krewetki na siedzącego na koniu chłopaka, a potem prychnął i odwrócił się bokiem, zakładając ręce na tors.
10 i ani ciut ciut mniej, młodzieńcze!
Jace westchnął sięgając po woreczek doczepiony do pasa spodni. Ledwo go rozwinął, a usłyszał przeraźliwy krzyk, który zerwał z drzew kraczące kruki i na moment niebo zrobiło się czarne.
JACE!
Białowłosy odwrócił się, kierując twarz ku głosowi. Z oddali, przepychając się łokciami przez ściśnięty, zziębnięty tłum przedzierała się sylwetka w płaszczu, który tu nie pasował. Pośród szarości i brązów pojawiła się czerwień tkaniny, tak mocno tu nie pasująca. Ludzie powarkiwali jak wściekłe zwierzęta, tnąc twarz królewskiego „posłańca”. Byli i tacy, którzy wyciągali ku niemu szponiaste łapska, drapali i chwytali za drogie ubrania, na które sami nie mogli sobie pozwolić. Ino wyszarpał pelerynę z rąk jakiejś kobiety i wystrzelił przed siebie biegiem, choć jego płuca nie mogły doprosić się tlenu.
Dopadł do Jace'a, opadając dłońmi na jego udo. Chłopak spiorunował go wściekłym spojrzeniem i kopnął w ramię, by się od niego odsunął. Quinn prychnął i cofnął się o pół kroku, jakby kopnięcie go odbiło i zmusiło do poruszenia.
Do diabła, Jace! Co to za maniery?!
O co ci chodzi, Ino? ─ Spomiędzy ust białowłosego wyrwało się ciche prychnięcie. ─ Tak mnie lubisz, żeby się za mną uganiać?
Nie żartuj sobie nawet! Biegnę z samego ufghmg.
Ino resztę wymamrotał w płaszcz, który nagle rzucono mu na twarz. Szarpnięciem zdjął brudną tkaninę z twarzy i spojrzał groźnie na Jace'a.
Nie mów im kim jesteś. To nie jest miejsce na chwalenie się złotem.
Ta. Zdążyłem zauważyć, wyobraź sobie. Kurwa, jechałem do ciebie na koniu. I co?! Plebejska banda zaatakowała mnie, wykradła monety, zabrali nawet mego ogiera! Zaszczane slumsy. Miejsce dla samych dzikusów! ─ Ino splunął. ─ Bez urazy. Wezbrał we mnie gniew... Psiamać, Jace! Gdzie ty jedziesz?!
Do domu.
Nie możesz! ─ Ino znów chwycił go za brzeg spodni. ─ Musisz wracać! Uwieszę się ciebie, dopóki nie zawrócisz konia!
Haha, Jace. No, no, no. Widzę, że masz niezłe branie!
Oboje ─ Jace i Ino ─ zwrócili twarz ku szczupłej sylwetce, opartej biodrem o rozpadającą się chatę. Gdy tylko zyskała ich zainteresowanie odepchnęła się od ściany i wyłoniła z cienia. Centymetrowy śnieg trzeszczał pod podeszwami jej butów, ale tak kołysała biodrami, że nawet tego nie słyszeli. Jace uśmiechnął się widząc znajomą twarz.
Widziałam, że miałeś problem z tym starym moczymordą. ─ Rainbow uśmiechnęła się i odrzuciła włosy z ramienia na plecy. Ino, gdyby tylko mógł, zacząłby merdać ogonem. ─ Patrz i ucz się, skurwielu!
Więc patrzyli, jak Rainbow podchodzi do starca, jak jego twarz z gniewnej i nieufnej zmienia się stopień po stopniu. Wpierw w niechęć, potem w zaskoczenie, zainteresowanie, aż w końcu coś, co obaj znali.
Uda się jej? ─ szepnął Ino, a uśmiech na twarzy Jace'a nieco się powiększył.
Zawsze udaje.
Łysawy mężczyzna zaśmiał się nisko i podał jej zwinięty pakunek, a potem klepnął w tyłek i oparł się o swój marny stragan. Patrzył za nią cały czas, aż w końcu nie dostrzegł ruchu tuż obok siebie i wtedy dopiero zajął się małym, umorusanym chłopcem, który próbował skraść mu połamany grzebyk.
Dziewczyna podeszła do Jace'a i ─ nie patrząc nawet na Ino ─ podniosła dłonie i podała mu pakunek.
Tylko sobie niczego nie wyobrażaj, dobra? ─ parsknęła, opierając dłoń o biodro. ─ Wczoraj byłam u Cornelii. Twoja żona robi takie żarcie, że Share mógłby jej buty lizać, no to uznałam, że się odwdzięczę. Pół gara trafiło do naszej nory. Chłopcy mieli ubaw. Toczyli pianę z pyska, bo każdy chciał dokładkę. Jakoś musiałam się odwdzięczyć! Tylko... co ty tu robisz? Nie powinieneś być przy tym pierdolonym bękarcie?
Ino jakby się wybudził w transu. Potrząsnął głową i spojrzał na Jace'a.
Książę cię potrzebuje!
Trzask.
Rainbow westchnęła.
Czy on musiał się tak drzeć? ─ Oparła nagle dłoń na rękojeści sztyletu. ─ Za tobą jest ich trzech. Ilu za mną, Jace?
Paru.
Rainbow się uśmiechnęła.
─ Nie znoszę, gdy nas atakują.

*

Matko Boska!
Ino skrzywił się, gdy Rainbow gwałtownie wyszarpała sztylet z gardła karłowatego, szczupłego mężczyzny. Charknął jeszcze i padł na ziemię, brudząc śnieg krwią. Wokół zrobiło się jakby ciszej. Znaczna większość mieszkańców wycofała się do nor, za drzewa lub w zaułki i błyszczała czerwonymi ślepiami w ciemnościach przyglądając się jak trójka niezależnych sylwetek stacza błyskawiczny bój z ulicznymi szczurami.
Ohydztwo! ─ zakomunikował Ino, gdy Jace pchnął na niego faceta. Stajenny nie musiał jednak nic robić. Głowa ledwo trzymała się na swoim miejscu, a szeroko otwarte oczy świadczyły o zdziwieniu w wyniku zbyt prędkiej śmierci. Odrzucił truchło jak najdalej i wycofał się, aż uderzył plecami w konia Jace'a. Quinn warknął.

*

To było... yyyh. Często to robicie?
Że co? ─ Rainbow obrzuciła go pytającym spojrzeniem. ─ Bronimy się?
Nooo... zabijacie. W sensie.
Czasami.
Licho, licho. Musisz wrócić, Jace ─ upierał się Ino.
Rainbow wydała z siebie coś na wzór znudzonego pomruku.
Ile razy mam ci powtarzać, do kurwy? ─ Jace prowadził Quinna za uzdę ciemną ulicą i próbował ignorować uczepionego do jego ramienia niższego chłopaka. ─ Nie będę wracać do tej kurewskiej klatki tylko dlatego, że szczyl sobie tego zażyczył.
Ale nie tylko książę tak mówi- osfghh. ─ Ino urwał w połowie zdania, bo natrafił na ramię białowłosego w chwili, gdy ten raptownie przystanął. ─ Informuj jak wykonujesz tak drastyczne zwroty akc--
Jak to nie tylko on? ─ Jace niemalże syknął.
Noo... wybywając z zamku natrafiłem na królewską parę i pytano o ciebie.
Król o mnie pytał? I dopiero teraz mi o tym mówisz?
Rainbow zmarszczyła brwi. Znała Jace'a na wylot. Choć inni nie umieli tego dostrzec, ona wyczuła praktycznie nieistniejącą nutę zdenerwowania w jego tonie. Praktycznie.
Ino podrapał się po rozwichrzonej czuprynie.
No... no tak. „Gdzie Jace? Cały dzień go nie widziałem, a lada moment rozpocznie się bal. Miał chronić mego syna, nie chędożyć się po kątach z dziewkami”. Coś takiego.
Ino nagle zamrugał.
W sumie jak o tym myślę... to dziwne... Najpierw kazał cię oddelegować, a później... ej! EJ! Wrac... a ja?!
Rainbow stała jeszcze chwilę, przyglądając się niknącemu w oddali przyjacielowi, a gdy jego postać zniknęła, a tętent końskich kopyt ucichł, odwróciła się na pięcie i sama pobiegła w ciemność.

*

Ostatnia brama była zamknięta. Quinn zarżał czując mocne szarpnięcie zmuszające go do nagłego skrętu. Omal nie poślizgnął się na śniegu, ale zahaczył kopytem o wystający kawałek głazu i wskoczył na stojący przy murze wóz. Jednocześnie buty uderzyły o siodło, gdy jeździec wybił się nagle w powietrze, w ostatnim momencie chwytając palcami wystającej belki. Nawet jeśli gdzieś niedaleko krążyli strażnicy, nie byliby w stanie dostrzec ciemnej sylwetki, powoli wspinającej się na mur otaczający książęcy zamek. Palce wsunęły się na wilgotną, płaską powierzchnię. Jace odczekał moment, nabrał powietrza do płuc i podciągnął się, wskakując na mur.
Quinn na dole zarżał.

*

Metalowy dźwięk towarzyszył chwili, gdy obie bronie skrzyżowały się ze sobą. Umięśniony mężczyzna w ciężkiej zbroi warknął i odskoczył do tyłu. Potrzebował tylko sekundy, by wykonać mieczem zręczne cięcie z góry na dół, ale nim ostrze dotknęłoby czubka głowy przeciwnika, leżało już w śniegu.
Mężczyzna zamrugał. Świat dookoła niego jakby na chwilę się zatrzymał pozwalając mu ustalić fakty. W dłoni nadal czuł rękojeść, ale miecz był lżejszy... wręcz ledwo co ważył. Zmarszczył brwi i podniósł spojrzenie na pociemniałą twarz młodzieńca. Zdążył zrozumieć jeszcze tyle, że jednym ruchem odcięto jego ostrze, jakby zaatakowano nożem masło, a potem padł w śnieg, który stopniał natychmiast w kontakcie z gorącą krwią.

*

Panie! ─ krzyknęła dziewka, którą szarpnął za ramię. Była tak przerażona, że od razu przylgnęła do jego torsu, czując na piersiach gwałtowne ruchy jego klatki piersiowej.
Gdzie jest książę, Amelie?
Co ty się dzieje?! ─ pisnęła służka, kryjąc twarz w jego ramieniu. Zaniosła się nagle histerycznym płaczem, ściskając jego ubrania i szarpiąc za koszulę. ─ Co tu się, na Boga, dzieje?!
Amelie, musisz mi powiedzieć, gdzie jest książę!
Co tu się dzieje... co tu się dzieje?!

*

Przepraszam. Boże, przepraszam. Wybacz mi. Wybacz mi! ─ skomlała mu, osuwając się wzdłuż ściany. Wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w bezgłową postać leżącą u stóp białowłosego chłopaka. Jace przesunął palcami po zbryzganej czerwienią twarzy i kopnął trupa, który drgnął, jakby w ostatnim ruchu, a potem zsunął się bezwładnie na stopnie schodów, przeturlał się, resztę odległości zjeżdżając i pozostawiając po sobie rozmazane smugi.
Amelie objęła się nagle. Cała się trzęsła i potrzebowała chwili, by skierować wytrzeszczone oczy na Jace'a. Krzyknęła.
Jesteś ranny! Boże, to moja wina. Odwracam twoją uwagę, to moja wina, moja wina...

*

Przylgnął plecami do ściany, zaciskając palce na rannym ramieniu. Jeszcze czuł dziwne uczucie, gdy ostrze przeciwnika otarło się o jego kość, a on sam odruchowo pchnął Amelię na bok. W głowie huczało mu od jej wrzasku, choć dziewczyny dawno już przy nim nie było. Zginęła, gdy jej krzyk przywabił większą ilość agresorów. Lgnęli jak ćmy do ognia i tak jak one zostały przez ogień pożarte. Sęk w tym, że żar, jaki tlił się głęboko w Jonathanie, zaczął przygasać, przysypywany kilogramami zmęczenia. Konfrontacja sprzed chwili zostawiła mu parę pamiątek w postaci otarć, cięć i stłuczeń, ale nogi nie pozwalały ciału odpocząć. Zacisnął zęby, ściskając mocniej palce na rękojeści Huntera. Tą ręką już nie da rady walczyć. Czuł, jak powoli mu drętwieje, więc przełożył miecz do prawej dłoni i przebiegł cicho przez hol. Jeden ze zbuntowanych strażników zarechotał, zagłuszając ciche stuknięcie jego buta o posadzkę.

*

Dziewczyna kiwnęła głową, dając mu znać, że nie będzie krzyczeć. Zdjął więc dłoń z jej ust i pozwolił nabrać powietrza.
Jace ─ szepnęła Shibata, mierząc go wystraszonym spojrzeniem. ─ Co... co ty tutaj robisz? Wybuchła jakaś... rewolucja i...
Ino mnie sprowadził. Widziałaś księcia?
Widziałam jak straż wierna królowi przed momentem wyniosła go z sali... posłuchaj, król już nie...
Nie żył.
Wiedział o tym. Podświadomie, ale wiedział.
Shibata chwyciła za rąbek swojej sukni i wbiegła na schody dla służby. Przegryzła wargę. W głowie nadal miała myśl, że właśnie biegnie w odwrotnym kierunku co Jace.

*

Kaneko kopnął przeciwnika w brzuch, odpychając go od siebie możliwie jak najdalej. Sapnął, poprawiając księcia uczepionego jego karku i wycofał się bardziej pod ścianę. Jednym z mężczyzn zajął się Dante, chłopiec na posyłki, ale włócznia wbita w jego bebechy nie świadczyła o tym, że szło mu brawurowo. Kaneko wiedział, że będzie musiał albo zostawić prawowitego dziedzica tronu i spieprzyć, albo skonfrontować się z czterema bykami, mając u pasa cienki miecz. Pragnął tego pierwszego, ale honor mu na to nie pozwalał.
Wybacz wasza wysokość, ale miotnę tobą o ścianę. ─ Puścił księcia, który osunął się na podłogę. Jednocześnie wyszarpał z pasa miecz i uniósł dumnie głowę, stając przed Shionem.
Za prawowitego władcę Ynadrillu.
Ruszyli do ataku.
Kaneko wysunął stopę do przodu i uniósł miecz na wysokość swojego ramienia.
No dalej, skurwiele.

*

Shibata wybiegła na ośnieżony ogród na tyłach zamku, akurat w chwili, gdy Jace wbiegł na korytarz, uderzając ramieniem między łopatki jednego ze zbuntowanych strażników.

*

Cholera ─ stęknął Kaneko, chwytając się za brzuch. Krew spływała pomiędzy jego palcami, padając niemo na bogate dywany. Spojrzał spod grzywki na Jace'a i się skrzywił. ─ Nie damy rady. Jeszcze dziedziniec... Tam musi być ich jak we wściekłym roju os.
Jace zacisnął palce na szczupłym nadgarstku księcia i poprawił sobie jego ramię, które parę chwil temu przerzucił sobie przez kark. Kaneko robił za ich oczy i sprawdzał teren, ale powoli i jego opuszczały siły. W trakcie walki został dźgnięty prosto w brzuch i teraz słabł z minuty na minutę.
Na korytarzu jest ich z tuzin. Uzbrojeni po zęby.
Jace rozejrzał się, gorączkowo wręcz próbując ułożyć plan w głowie. Aż w końcu jego wzrok padł na drzwi prowadzące do kuchni. Te drgnęły leciutko, a potem otworzyły się na parę centymetrów. Kaneko też zerknął w tamtym kierunku, ale nie musiał sięgać po miecz. Co prawda już chwycił za rękojeść, ale w tym samym momencie drzwi otworzyły się szeroko, wyjrzała zza nich głowa i:
Pst!

*

Nie mogłam was tak zostawić ─ szepnęła Shibata, pomagając Jace'owi w niesieniu Shiona, aż w końcu dotarli na sam dół, z którego korzystała już tylko służba i tylko po to, by wyrzucić tony obierków i innych śmieci na dwór. Drewniane drzwi skrzypnęły, służka sprawdziła teren, a gdy nie dostrzegła niczego podejrzanego, wyłoniła się i pociągnęła ich za sobą. Wysunęli się z tunelu, a Shibata wskazała na wejście do podziemi, które zwykle zamknięte było na cztery spusty. Teraz kłódka była rozwalona i leżała tuż obok, w głębieniu w śniegu.
Rozwaliłam kamieniem. To przejście prowadzi poza mury zamku.
Trzask.
Ktoś nadepnął na gałąź. Cała trójka odwróciła głowę raptownie za siebie. Zza rogu wyłoniła się czerwona twarz strażnika, który skierował na nich ostre spojrzenie. Kaneko uśmiechnął się z dziwnym rozżaleniem i wyciągnął miecz.
Idźcie przodem.
─ Ale...
─ Shibata umilkła. ─ Proszę, uważaj na siebie.
To zaszczyt móc chronić honoru naszego księcia. Po prostu zróbcie, co w waszej mocy, by go ocalić. No jazda!
Przeciwnik sapnął i wyszczerzył się, ukazując krzywe zęby. Kaneko odpowiedział mu równie zadowolonym grymasem, który zniknął, gdy usłyszał dźwięk opadającej z powrotem klapy.

*

Było ciemno, ale Shibacie udało się rozedrzeć kawałek swej sukni i obwiązać brzuch Shiona. Robiła to po omacku, ale bardzo sprawnie i szybko, jakby nie potrzebowała oczu do tego typu zadań.
Wyjdzie z tego, prawda? ─ szepnęła, ściskając mocniej materiał. ─ Musi. Zbyt wielu w niego wierzy.

*

Shibata pchnęła drewnianą pokrywę, która huknęła, uderzając o ziemię. Wyciągnęła głowę i chciała się podciągnąć na rękach, ale poczuła chłód na swoim policzku. Zatrzymała się sparaliżowana, odczekała moment i podniosła spojrzenie. Przebiegła nim wzdłuż ostrza, poprzez klingę, ramię, szyję i wyszczerzoną w brutalnym uśmiechu mężczyzny twarz.
A jednak król Nicholas miał rację, by ślęczeć nad wszystkimi przejściami, co nie, Rico?
Shibata wrzasnęła, gdy chwycono ją za włosy i wyciągnięto za nie z tunelu. Nie zdążyli zrobić jej jednak krzywdy, bo choć jeden ze strażników wypowiedział denny tekst o dziwkach, jego usta zaraz rozszerzyły się i wypluł krew. Zaskoczony puścił dziewczynę i zerknął w dół, prosto na wystający z jego brzucha miecz.
Skurwiel! ─ syknęła Rainbow, gwałtownie wyciągając broń. Kopnęła napastnika i odwróciła się błyskawicznie do drugiego.
Było ich sześciu.
Nie, w sumie pięciu.
Głowa jednego z nich opadła właśnie na ziemię, wpatrzona w czarne ostrze trzymane przez Jace'a. Chłopak warknął i zamachnął się mieczem, by odbić atak agresora, który naparł na niego z lewej strony.

*

Chryste panie. Żyje? ─ Drżący głos Ino rozbrzmiał w pustym pokoju karczmy. Wpatrywał się przerażony w bladą jak trup twarz chłopca ułożonego na starym łożu. Shibata obmywała właśnie twarz księcia, gdy do pokoju wszedł Jace.
Jace, do diabła, co tam się stało?! ─ warknął Ino, dopadając do białowłosego i chwytając go za ubranie. Dopiero gdy skrzyżował wzrok ze zmęczonym spojrzeniem puścił go i cofnął się o krok. ─ Wybacz mi. Ja... ja tego nie rozumiem. Jak to bunt? Jak to król nie żyje? Przecież jeszcze tak niedawno rozmawiałem z nim twarzą w twarz!
Z tego całego wujaszka naszego słodziaka musiało być niezłe ziółko. Chodź tutaj, Jace. Zobaczę co z twoim ramieniem. ─ Rainbow przywołała go ruchem dłoni, usadziła na drewnianym krześle i podwinęła rękaw, by obejrzeć ranę. ─ Hmm. Ropieje. Najwyżej to wypalę. A co z barmanem?
Szcza po kątach za tobą. Spuścił z ceny.
Już myślałam, że spuścił się na widok Rai ─ wtrącił się Ino.
Jej śmiech na moment ocieplił atmosferę. Naprawdę na moment. Prędko spojrzała pytająco na Jace'a, który wzruszył lekko ramionami i rzucił oschłe:
Przeczekamy tu do wieczora. Już świta. W nocy wyruszymy dalej. Najmniej ucierpiałaś, więc weź Quinna i pojedź po Sztachę i resztę. Spotkamy się u mnie.
Zrozumiałam. Zaboli, uważaj. No, cudnie zawiązana szmata. W ogóle to czemu się tak rzucasz o tego szczyla? Miałeś pracować dla króla, a skoro król zdechł, to chyba możesz wracać do Cornelii, nie? Zlej sprawę. I tak nie wyżyje do rana.
Jace przymknął powieki, opierając skroń o zimną ścianę małego, ledwie umeblowanego pokoju. Czuł się wyczerpany i pytania, jakie zadawała mu Rainbow, choć trafne, wywoływały w nim tylko irytację.
Skocz po piwo, Rai.
Jace, nie chcę tam wracać. Barman cały czas patrzył się na moją dupę.
Widocznie wie, gdzie jego miejsce.
Rainbow uniosła brew i parsknęła cichym śmiechem.
Dobra. Skoczę po to piwsko, ale nie schlej się w trupa, bo będziemy wynosić dwa ciała, a nie jedno. Zrozumiano?
Powrót do góry Go down
https://testowexyz.forumpolish.com
Sponsored content




x fabuła Grow x Shion [komórka] Empty
PisanieTemat: Re: x fabuła Grow x Shion [komórka]   x fabuła Grow x Shion [komórka] Empty

Powrót do góry Go down
 
x fabuła Grow x Shion [komórka]
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» x fabuła Grow x Shion [komórka]
» Fabuła forum

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: 
EDEN
 :: FORUM PRÓBNE
-